piątek, 23 grudnia 2016

Księgarenka przy ulicy Wiśniowej -recenzja

Jak już chyba wszyscy wiedzą, bardzo lubię twórczość Remigiusza Mroza. Dlatego też od pewnego czasu uważnie śledzę czy na rynku wydawniczym nie pojawiła się przypadkiem jakaś nowa książka jego autorstwa. W ten sposób dowiedziałam się o Księgarence przy ulicy Wiśniowej.

Pan Alojzy, sympatyczny właściciel małej księgarenki przy ul. Wiśniowej, postanawia zamknąć swój sklepik z książkami. Prowadził go przez prawie pół wieku, ale jest coraz starszy, brakuje mu sił. Chciałby odpocząć i wreszcie zrealizować swoje marzenie o dalekiej podróży do córki, mieszkającej w Australii.
Księgarenka, jego całe życie, zostanie zamknięta, ale nie tak zwyczajnie, z dnia na dzień. Dla jej wiernych, stałych bywalców pan Alojzy przygotował prezenty. Postanowił obdarować ich egzemplarzami swoich ukochanych książek. Dla każdej osoby wybrał pozycję szczególną, taką, która jego zdaniem może być dla tej osoby drogowskazem albo pocieszeniem. Piękna i roztrzepana Celestyna otrzyma od niego Błękitny zamek Lucy Maud Montgomery. Dla tajemniczej Alicji pan Alojzy ma oczywiście Alicję w Krainie Czarów, a dla bezwzględnego reżysera Opowieść wigilijną. Największa niespodzianka spotka jednak Ryszardę Kociołek, w ręce której trafi Wielka księga Kubusia Puchatka.
Książki są przewodnikami duszy, w to wierzy pan Alojzy. Czy ma rację? Czy uda mu się rozświetlić smutne poranki pewnej zapracowanej kobiety, która naprawdę nie znosi Świąt, i przywołać uśmiech na twarz małego chłopca? Czy moc obdarowywania i czynienia dobra ma taką siłę, że smutny sekret pana Alojzego przestanie tak bardzo ciążyć mu na sercu?

Wspomniana książka to... w zasadzie ciężko powiedzieć co. Z opisu brzmi jak powieść, napisało ją 7 autorów, cóż to takiego? Sama się długo nad tym zastanawiałam. Czytałam już książkę napisaną w duecie, czytałam także zbory opowiadań różnych twórców. Księgarenka przy ulicy Wiśniowej okazała się być czymś pomiędzy. Jest tu jeden wątek wiodący - Pan Alojzy zamykający swoją księgarnię oraz kilka wątków pobocznych, czyli historie jego klientów (a raczej gości, jak sam Alojzy by wolał).

Właścicielem księgarni zajęła się Liliana Fabisińska. To jej dwa opowiadania (rozdziały?), jeden rozpoczynający, a drugi kończący książkę, dotyczą Alozjego. Najpierw autorka króciutko zarysowuje całą sytuację, a na końcu skupia się na samym Alojzym, jego decyzji o zamknięciu księgarni oraz na wszystkich jej stałych bywalcach, których poznaliśmy wcześniej. Czuję niewielki niedosyt, zabrakło mi rozwinięcia tego wątku. Od pozostałych bohaterów dowiadujemy się, że księgarz jest wyjątkowym człowiekiem, ale sami nie bardzo mamy okazję to dostrzec. Wątek Alojzego jest ciekawy, ale potraktowany według mnie nieco po macoszemu.

Przyznaję, że kupiłam tę książkę głównie ze względu na nazwisko "Remigiusz Mróz" na liście autorów. Poza nim, znałam jeszcze tylko Alka Rogozińskiego (odsyłam zainteresowanych do recenzji jednej jego książki). Okazało się, że to opowiadanie tego drugiego najbardziej przypadło mi do gustu. Pojawia się w zbiorze (przyjmijmy dla ułatwienia, że to zbiór) jako jedno z ostatnich i wyraźnie się od nich różni. Nie jest takie przesłodzone, a co najważniejsze, potrafi zaskoczyć. Wszyscy znają przeróżne świąteczne opowiastki, filmy, wszyscy więc wiedzą, jaki jest tam schemat. Ktoś jest zły, nieszczęśliwy, samotny, whatever, ale są święta, dzięki czemu jego się odmienia, bla, bla, bla. To opowiadanie właśnie takie nie jest, tkwi w nim sekret, element zaskoczenia co stanowi bardzo miłą odmianę.

Spodobało mi się również opowiadanie Marty Obuch. Autorka urzekła mnie swoim stylem, obrazowością porównań, łatwością odbioru napisanego przez siebie tekstu oraz wykorzystaniem bliskich czytelnikowi elementów popkultury. Wyjątkowo polubiłam, a nawet utożsamiałam się z główną bohaterką, ale wszystko niestety ma swój kres. Mało realistyczne wydaje mi się to, co wydarzyło się z Ryszardą Kociołek(no, z imieniem i nazwiskiem też Obuch nieźle poszalała). Nie podobało mi się również to, że z czasem autorka jakby o niej zapomniała i skupiła się na Krzysiu. A zakończenie? Przewidywalne niestety, trochę przesłodzone, ale nie było tragedii, bywało gorzej...

...gorzej, czytaj - Oswoić szczęście, Gabrieli Gargaś. Gdy po cytacie na początku wywnioskowałam, że autorka będzie się odwoływała do Małego księcia, wiedziałam, że będzie źle, ale nie wiedziałam, że aż tak. No ok, to nie jest złe opowiadanie. Czyta się dość szybko, całkiem przyjemnie, jest przewidywalne, ale nie kłuje to jakoś bardzo w oczy (początkowo, przy zakończeniu wręcz je wypala). Ale... kojarzycie może te filmiki na instagramie, na których ktoś przekrawa jakiś tort składający się z batonów, czekolady, cukierków, niewyobrażalnej ilości kremu i wszystkiego co słodkie? To teraz wyobraźcie sobie, że Oswoić szczęście jest słodsze. Zakończenie było tak szczęśliwe, tak nierealistycznie szczęśliwe, że aż wywróciłam oczami,. Rozumiem - święta, magia świąt, ale odrobina realizmu również by się przydała.

Oczywiście ja nie zauważyłam choinki na okładce (przemilczmy to, proszę). Nie wiedziałam więc, że w książce dominuje tematyka świąteczna. Gdybym ją zauważyła, pewnie od razu skojarzyłabym sobie, że to oznacza opowiadania przepełnione dobrem, ciepłem, miłością... czyli wszystkim tym co wydaje mi się być dość nudne i o czym raczej nie lubię czytać. Ja, jako osoba o raczej dość niskim stopniu wrażliwości, nieco rozczarowałam się tą pozycją. Oczekiwałam czegoś bardziej wyszukanego, oryginalnego, ale nie powielenia "świątecznego schematu". Książka jest lekka, przyjemna, zdecydowanie spodoba się miłośniczkom literatury kobiecej i (wybitnie) szczęśliwych zakończeń. Ja do nich nie należę, ale nie żałuję, że się z nią zapoznałam. Otrzymałam kolejny dowodów na to, że powinnam sięgnąć po jeszcze jedną (przynajmniej!) powieść Rogozińskiego, zainteresować się twórczością Marty Obuch, a także - co muszę przyznać - raczej omijać powieści pozostałych autorek (i im podobnych).

Moja ocena: 6,5/10




Tytuł:Księgarenka przy ulicy Wiśniowej
Autorzy:L.Fabisińska, G.Gargaś, A.Krawczyk, R.Mróz, A.Rogoziński, M.Obuch, M.Witkiewicz
Wydawnictwo:Filia
Data wydania:23.11.2016

Święta już jutro, a więc przybywam z tą świąteczną propozycją. Mnie nie zachwyciła, ale liczę, że wam bardziej przypadnie do gustu ☺
Przy okazji życzę wszystkim świąt w rodzinnej atmosferze, szczęścia, spokoju, mnóstwa czasu na czytanie i stosów książek pod choinką!

poniedziałek, 19 grudnia 2016

W cieniu prawa - recenzja

Uwielbiam twórczość Remigiusza Mroza, ale jakoś nie mogłam się zabrać za W cieniu prawa.  To podejrzanie słabo reklamowana powieść, otrzymująca (jak na Mroza) dość niskie noty. Kiedy zauważyłam ją na bibliotecznej półce, i to jeszcze w tak dobrym stanie, wiedziałam, że muszę ją wypożyczyć, bo później już chyba nigdy bym po nią nie sięgnęła. Pozbawiłabym się świetnej rozrywki, a co więcej, odebrałabym sobie szansę na zrozumienie i dogłębne przeanalizowanie mojego stosunku do twórczości tego autora.

"Galicja, 1909 rok. Mimo złej opinii i niejasnej przeszłości Erik Landecki zostaje przyjęty na czyścibuta w austriackim dworku. Jest przekonany, że los się do niego uśmiechnął. Pierwszej nocy ginie jednak dziedzic rodu, a cień podejrzeń pada na Polaka. Szybko pojawiają się spreparowane dowody, a Erik staje się głównym podejrzanym.
Musi walczyć nie tylko o swoją wolność, lecz także o życie – w zaborze austriackim karą za morderstwo jest bowiem śmierć przez powieszenie."

Największym plusem tej powieści są bohaterowie. Złożoność ich charakterów jest przejmująca. Chyba jeszcze nigdy czytając jakąś książkę, tyle razy nie zmieniałam swojego stosunku do nich, co tutaj. Gdy zapoznałam się z pewną bohaterką, już na wstępie założyłam, że się polubimy, bo w końcu wszystko na to wskazywało. Tak oczywiście było, ale tylko na początku. Potem ją znienawidziłam, a na samym końcu nie wiedziałam już co o niej myśleć. I tak było z paroma innymi postaciami. Najpierw im kibicowałam, potem wręcz przeciwnie. Ani Erik, Hendrik, Sophie czy ktokolwiek inny nie wyprzedzą w moim Mroźnym Rankingu Bohaterów duetu Chyłka & Zordon, ale - chyba wszyscy razem, uplasują się na zasłużonym drugim miejscu, zwyciężając przy tym z Forstem, Gerardem Edlingiem i już zwłaszcza z Ernestem Wilmańskim.

Jak wspomniałam na początku, W cieniu prawa pomogło mi zrozumieć, za co tak bardzo kocham twórczość Mroza. Przyczynił się do tego również przeczytany przeze mnie parę dni wcześniej Świt, który nie nadejdzie, będący niestety, niedużym, bo niedużym, ale jednak rozczarowaniem. Doszłam do wniosku, że najbardziej w pisarstwie tego autora odpowiada mi styl. Czego bym nie czytała, zawsze przed lekturą zerkam na ilośc stron. Ot, taki brzydki nawyk ze słusznie minionych czasów czytania jedynie lektur szkolnych. I zwykle, gdy ta najczęściej trzycyfrowa liczba ma z przodu piątkę (a już zwłaszcza większą cyfrę), wydaję z siebie ciche westchnienie. W przypadku książek Mroza, jest to raczej: "aha, w porządku". Nie wiem jak to się dzieje, ale je, bez względu na format czy czcionkę, czytam w błyskwiczym tempie. Także słowem - i tę powieść Remigiusza Mroza czyta się niezwykle szybko, choć... skoro już nawiązałam do Świtu, który nie nadejdzie, pozwolę sobie zrobić to raz jeszcze (zwłaszcza, że jej recenzować nie planuję). Tej książki akurat nie czytało mi się tak dobrze. Wszystko za sprawą mafijnych porachunków i umieszczenia akcji w międzywojennej Warszawie. Także ostrzegam, że jeżeli ktoś nie lubuje się w tych klimatach, musi się liczyć z tym, że ta powieść raczej go nie olśni. Analogicznie sytuacja wygląda z W cieniu prawa. Mi osadzenie akcji na początku XX wieku bardzo się spodobało, ale wiem, że to nie znaczy, że tak będzie z każdym.

Kto czyta książki Remigiusza Mroza, ten doskonale wie, w jakich zakończeniach ten młody, obiecujący autor się lubuje. Stawia na jedno krótkie, ale szalenie znaczące zdanie, po którym czekanie na kolejny tom to istna męka (o ile jest kolejny tom, rzecz jasna). Zakończenie tej książki Mroza jest aż rażąco nie-mrozowe. Przewidywalne, ale w ten nieirytujący sposób. Jest dokładnie takie jakiego można by się spodziewać i jakiego każdy (chyba bez względu na to, za którym z bohaterów jest), pragnie. Liczyłam na nieco mocniejsze zakończenie, ale muszę przyznać, że i to mnie zadowoliło.

W cieniu prawa zaskoczyło mnie bardzo pozytywnie. Słyszałam, że według niektórych to najgorsza książka tego autora, ale moim zdaniem jest to po prostu wyraźnie inna książka, ale inna nie znaczy w tym przypadku zła. Tym razem nie wyjeżdżamy z bohaterami w Tatry, nie wjeżdżamy windą na najwyższe piętro Skylight, nie zakładamy bokserskich rękawic, ani nie bawimy się w rozszyfrowanie zamiarów drugiej osoby poprzez obserwację mowy jej ciała. Nie, odwiedzamy galicyjski dworek zamieszkamy przez zamożną rodzinę Reignerów, próbujemy dociec kto zabił jednego z jej członków, obserwujemy życie elit i służby, a po drodze zaglądamy na moment na salę sądową. Jeżeli to lubicie, i lubicie też twórczosć Mroza (kto nie lubi?), nie przejmujcie się średniawą opinią tej książki, tylko po prostu ją przeczytajcie. Jest inna niż pozostałe pozycje w dorobku tego autora, ale i tak bardzo dobra.

Moja ocena: 7/10




Tytuł:W cieniu prawa
Autor:Remigiusz Mróz
Wydawnitwo:Czwarta Strona
Data wydania:15.06.2016



Czytaliście? Zawiedliście się, czy tak jak ja - przeżyliście miłe zaskoczenie?

czwartek, 8 grudnia 2016

Doktor Jekyll i Pan Hyde - R. L. Stevenson - minirecenzja

Doktor Jekyll i Pan Hyde to niezaprzeczalnie klasyk, a te bardzo lubię i chętnie po nie sięgam. Mam w tym jeden cel - przekonać się czy te tak zachwalane od dziesiątek lat książki są tego wszystkiego warte. Jak było tym razem?

"Fascynująca opowieść szkockiego neoromantyka i autora wielu książek przygodowych o dwoistości ludzkiej natury.Ceniony londyński lekarz Henry Jekyll uważa, iż każdy nosi w sobie dwa przeciwstawne charaktery: jawną prawość i dobroć oraz skrywane zło, agresję i dążenie do destrukcji. Prowadzi doświadczenia chemiczne, które mają na celu wynalezienie eliksiru, radykalnie zmieniającego osobowość. Pod osłoną nocy doktor Jekyll zamienia się w okrutnego pana Hyde'a, który jest ucieleśnieniem zła. Jekyll, nie mogąc się pogodzić z czynami dokonywanymi przez siebie pod postacią Hyde'a popełnia samobójstwo.Powieść Stevensona uznawana jest za portret psychopatologicznej podwójnej osobowości. "Doktor Jekyll i pan Hyde" szybko odniósł sukces i stał się jednym z bestsellerów R.L. Stevensona. Pierwsze adaptacje sceniczne książki pojawiły się rok po jej publikacji, a nowela stała się kanwą wielu filmów."

Doktor Jekyll i Pan Hyde należy do grona książek, które moim zdaniem, przez niewielką objętość, same sobie szkodzą. Do powieści mających 200-300 stron podchodzę z dużą rezerwą (o ile w ogóle podchodzę), bo widzę, że zazwyczaj posiadają mdłych bohaterów i szczątkowe ilości opisów. Wobec tego ciężko uzyskać pełen obraz przedstawionej historii i - przynajmniej mnie - taka lektura nie daje zbyt wiele frajdy. W przypadku tego klasyka, można powiedzieć, że jest jeszcze gorzej. Stevenson ograniczył się do zaledwie 120 stron. Dlaczego? Why? Por qué? Pomysł miał wspaniały, trafny, świetny, wystrzałowy i mogłabym go tak zachwalać bez końca, ale wykonanie? Te, w zasadzie też nie było złe, ale stanowczo zbyt okrojone. Gdy skończyłam czytać książeczkę (wybaczcie, nie mogę inaczej) Stevensona, zerknęłam raz jeszcze na opis z tyłu. Z przykrością stwierdzam, że jest w nim niewiele mniej o podwójnej naturze człowieka, co w tych 120 stronach. Dla mnie, jest to niedokończona powiastka. W żadnym razie nie ma tam żadnego portretu psychologicznego i skoro jesteśmy już przy artystycznej nomenklaturze - jest to bardziej szkic. I to taki wstępny. Szkoda, szkoda. Doktor Jekyll i Pan Hyde miał ogromny potencjał, ale wyszło jak zwykle. Dziwi mnie, że autor potraktował ten temat tak skrótowo, według mnie zasługuje na 400-500 stron, minimum.

Nierozwinięcie tego szalenie ciekawego wątku to jedna w dwóch wad, które zauważyłam i które nieco się ze sobą łączą. Kolejną jest sposób przedstawienia tej historii. Opowiadał ją nie Doktor Jekyll, nie Pan Hyde, lecz ot po prostu jakaś inna postać (której imienia, o ile w ogóle zostało podane, już nie pamiętam). I jak tutaj zanurzyć się w te rozmyślania natury filozoficznej, moralnej, egzystencjalnej? Jak, skoro główny bohater nie ma z nimi nic wspólnego? Tak na nie liczyłam, a w zasadzie ich nie było, bo o tytułowych bohaterach, ich zachowaniach i poglądach wiemy głównie z opowiadań. Kolejny minus.

Mam ogromny niedosyt. Tyle się nasłuchałam o książce Stevensona, a okazała się być do bólu skrótowa. Pomysł na fabułę był dobry, no i umówmy się - Książka w ogóle z opisu brzmi świetnie, ale wykonanie wypadło gorzej. Mimo wszystko czytało się ją dobrze i szybciutko, chociaż tyle. Po jej tak ogromnej popularności spodziewałam się czegoś więcej. Nie była zła, ale zdecydowanie poniżej swoich możliwości.

Moja ocena: 6,5/10



Tytuł:Doktor Jekyll i Pan Hyde
Autor:Robert Louis Stevenson
Wydawnictwo:Vesper
Data wydania:2007




Obiecałam (kiedyś tam :D) recenzję, więc jest! Pewnie wielu z Was czytało już książkę Stevensona, jak wrażenia?

czwartek, 1 grudnia 2016

Książkowe podsumowanie listopada

Tym razem będzie krótko i to wcale nie dlatego, że będę się jakoś specjalnie hamować. Będzie krótko, bo w zasadzie nie ma o czym gadać. Książkowo listopad był fatalny. Przeczytałam zaledwie 5 książek, co jest jak na mnie bardzo słabym wynikiem (nawet przed maturą przeczytałam o jedną pozycję więcej), no ale do rzeczy.

1.Behawiorysta - R.Mróz, ocena: 7/10
2.Harry Potter i Książę Półkrwi - J.K. Rowling, ocena: 7/10
3.Diabeł z więzienia dłużników - A.Hodgson, ocena: 6,5/10 (recenzja)
4.Godzina pąsowej róży - M.Krüger, ocena: 6/10 (recenzja)
5.Nigdziebądź - N.Gaiman, ocena: 5/10 (recenzja będzie, ale nie potrafię powiedzieć kiedy)

Jak widać po ocenach, to nie był najlepszy miesiąc. Każda kolejna książka, po którą sięgałam, okazywała się być gorsza od poprzedniej. Myślę, że to też mogło mieć wpływ na mój kiepski wynik. Poza tym w tym miesiącu skupiłam się bardziej na szkole, napisałam zaległe i bieżące sprawdziany. Sporo czasu poświęcałam także na moją samodzielną naukę hiszpańskiego. Ale tak szczerze mówiąc, to nie bardzo chciało mi się czytać w tym miesiącu, więc nie rozpaczam jakoś bardzo przez swój wynik.



W tym miesiącu przeczytałam 2286 stron.
Co daje stron 76 dziennie.

Najlepszą książką tego miesiąca zostaje Behawiorysta. Co prawda czegoś mi w niej brakowało, ale i tak była zdecydowanie lepsza od pozostałych książek, które przeczytałam.

Czy przeczytałam to, co planowałam w październiku?
Tak, bo planowałam przeczytać jedynie kolejny tom HP. Poza tym miałam zamiar uporać się z wszystkimi kupionymi ostatnio książkami, ale to się nie udało, zostały mi chyba tylko Magiczne akta Scotland Yardu.

Co chcę przeczytać w grudniu?
1.Opowieść wigilijna - C.Dickens
Wierzcie lub nie, ale nie czytałam jeszcze nic Dickensa. Gdy znalazłam w domu właśnie tę książkę, stwierdziłam, że warto by zapoznać się z twórczością tego pana, właśnie od niej. A kiedy najlepiej przeczytać Opowieść wigilijną, jak nie w święta?


2.Księgarenka przy ulicy Wiśniowej - różni autorzy
Z opisu wydaje się to być bardzo ciepła książka, wręcz otulająca swoją atmosferą. Z nią i wspomnianą wcześniej Opowieścią wigilijną mam zamiar spędzić święta.



3.Harry Potteri Insygnia Śmierci - J.K. Rowling
Gdzieś pisałam, że chcę przeczytać i zrecenzować całą serię jeszcze w tym roku. Mam zamiar dotrzymać obietnicy i przeczytać w grudniu ostatni tom.


Z innych spraw, jak widzicie, forma podsumowania została taka, jak ostatnio. Bardzo Wam się spodobała - i mi też - więc przynajmniej na razie będzie to tak wyglądało.
Pisałam też ostatnio, że będę miała egzamin na prawo jazdy. Niestety nie zdałam, ale udało mi się wyjechać na miasto, więc nie było najgorzej. Kolejne podejście już za tydzień, więc raz jeszcze proszę o ściskanie kciuków ♥

No cóż, książkowo to nie był najlepszy miesiąc, ale jak już wspomniałam, nie rozpaczam z tego powodu. Nieszczególnie miałam ochotę na czytanie, a nie chciałam też się do tego zmuszać. 

Biorę udział w wyzwaniu "przeczytam 100 książek w 2016 roku" i właśnie zauważyłam, że obecnie przez ten leniwy listopad mam na koncie 90 książek, a więc zostaje jeszcze 10. To będzie bardzo zaczytany grudzień. Oby i wasz taki był!