poniedziałek, 31 października 2016

Inferno - D.Brown - recenzja

Szał na Inferno widoczny jest gołym okiem. Niedawno miała premierę ekranizacja, a więc nic dziwnego, że obecnie coraz więcej osób decyduje się na przeczytanie książki. Ja swój egzemplarz miałam już wieki, ale jakoś nie mogłam zmotywować się do lektury, dopiero premiera filmu reżyserii Rona Howarda to uczyniła. Czy było warto?

"Światowej sławy specjalista od symboli, Robert Langdon budzi się na szpitalnym łóżku w zupełnie obcym miejscu. Nie pamięta, jak i dlaczego znalazł się w szpitalu. Nie potrafi też wyjaśnić, w jaki sposób wszedł w posiadanie tajemniczego przedmiotu, który znajduje we własnej marynarce. Czasu na rozmyślania nie ma niestety zbyt wiele. Ledwie na dobre odzyskuje przytomność, ktoś próbuje go zabić. W towarzystwie młodej lekarki Sienny Brooks Langdon opuszcza w pośpiechu szpital. Ścigany przez nieznanych wrogów przemierza uliczki Florencji, próbując odkryć powody niespodziewanego pościgu. Podąża śladem tajemniczych wskazówek ukrytych w słynnym poemacie Dantego… Czy jego wiedza o tajemnych sekretach, które skrywa historyczna fasada miasta wystarczy, by umknąć nieznanym oprawcom? Czy zdoła rozszyfrować zagadkę i uratować świat przed śmiertelnym zagrożeniem?"
Inferno to pierwsza książka Browna, po którą sięgnęłam (pomijam już fakt, że kilka innych kurzy się na półce i czeka na przeczytanie). Bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło, że w zasadzie nie ma w niej odwołań do poprzednich tomów. Po tę historię może więc sięgnąć każdy, a i tak zrozumie ją w pełni. Jakie są jej pozostałe zalety? Przez wszystkim wartka akcja. Tu nie ma żadnych nudnych opisów, przestojów, filozoficznych rozważań. Od pierwszej do ostatniej strony coś się dzieje. Gdy zabrałam się za jej lekturę, chciałam przeczytać tylko parę stron, żeby wyrobić sobie o niej wstępną ocenę, dowiedzieć się, czego mogę od niej oczekiwać. I co? I przeczytałam... yyy no jakieś 100 stron. Tej książki się nie czyta, ona sama się czyta.

W książkach zwykle zwracam uwagę na opisy. Ważne jest dla mnie, by była ich odpowiednia ilość. Pod tym względem Inferno wypada dobrze, lecz nie tylko pod tym. Brown za ich pomocą niemalże teleportuje czytelników do opisywanych przez siebie miejsc. Jest bardzo dokładny w swoich opisach, używa nazw konkretnych ulic, budynków, ale co najważniejsze, choć tych opisów jest dość dużo, czyta się je z wielką przyjemnością. Są napisane z wyczuciem i lekkością.

Bohaterowie byli moim zdaniem średni, ale muszę docenić sposób ich kreacji. Nie ma postaci (no dobrze, może prócz głównego bohatera), którą można by od razu jednoznacznie określić jako dobrą lub złą. Niby początkowo wszystko wskazuje, że dany bohater jest zły, że chce zaszkodzić Langdonowi, lecz potem okazuje się, że jest przeciwnie. Jeszcze później jego zachowania sprawiają, że mamy totalny mętlik w głowie i nie mamy pojęcia co o tym wszystkim myśleć. 

Żeby nie było tak pięknie, Inferno ma jedną dość ważną cechę, która albo może przeszkadzać, albo się jej nie zauważy. Na początku powieści Langdon leży w szpitalu, ma amnezję spowodowaną postrzałem w głowę. A co się dzieje jakieś 500 stron później? Następuje ostateczne starcie, wielki finał (nie, nie zdradzę, czy i jak uda mu się uratować świat, doczytajcie sobie sami, o!). A teraz najlepsze! Ile czasu minęło między tymi wydarzeniami? Miesiąc, dwa? Nie, mniej. Dwa tygodnie? Zimno, mróz, Syberia. No, ale mniej niż tydzień nie może być... A jednak! Akcja powieści trwa dobę, 24 godziny, 86400 sekund. Poważnie (no ok, istnieje opcja, że w którymś momencie się nie skupiłam i może jednak trwa dłużej, ale raczej wątpię). Jeśli mam być szczera, bardziej wiarygodna i realna wydaje mi się inwazja być Marsjan niż zrobienie tyyyyle przez dobę, zwłaszcza, że kilkanaście godzin wcześniej leżało się w szpitalu. Niby drobnostka, ale dla mnie to dość spora wada. Przez to patrzę na tę powieść nieco z przymrużeniem oka, a tak raczej nie powinno być.

Wiem, że Brown ma wielu miłośników i przeciwników. A do której z tych grup ja należę? Ani do jednej, ani do drugiej, raczej stoję po środku. W Inferno nie było żadnych teorii spiskowych, które mogły by negatywnie wpłynąć na moją opinię, ale też nie było w niej niczego, co by mnie zachwyciło. Wszystko tu było raczej poprawne. Fabuła, zakończenie, bohaterowie. Inferno to powieść dobra na zrelaksowanie się, świetna na długie jesienne wieczory, ale wiele więcej nie można od niej oczekiwać.

Moja ocena:6,5/10





Tytuł:Inferno
Autor:Dan Brown
Wydawnictwo:Sonia Draga
Data wydania:09.10.2013





Ekranizacji w najbliższym czasie nie obejrzę, bo słyszałam o niej same negatywne opinie. A Wy? Byliście w kinie, czytaliście?

niedziela, 23 października 2016

Droga królów - B.Sanderson - recenzja


Życie ponad śmiercią. Siła ponad słabością. Podróż ponad celem

Brandon Sanderson to od kilku lat gorące nazwisko światowej fantastyki. Jego twórczość ceni się głównie ze wzgledu na wspaniałych, pełnokrwistych bohaterów, wyjątkowe podejście do magii oraz dar do kreowania oryginalnych, dopracowanych w każdym szczególe światów. Te, i wiele innych zalet, jakie posiadają powieści Sandersona, sprawiły, że musiałam w końcu się za nie zabrać. Na pierwszy ogień poszła Droga królów. Czy to aby na pewno dobra książka na początek? Czy ma te wszystkie zalety? A może to kolejna przereklamowana powieść? Sprawdźmy to!

"Chirurg, zmuszony do porzucenia swej sztuki i zostania żołnierzem w najbardziej brutalnej wojnie od niepamiętnych czasów. Skrytobójca, morderca, który płacze, kiedy zabija. Oszust, młoda kobieta, skrywająca za płaszczem z kłamstw swoją prawdziwą naturę. Arcyksiążę, wojownik, owładnięty żądzą krwi. Świat może się zmienić. Ta czwórka jest kluczem do przyszłości. Jeden z nich może przynieść zbawienie. Drugi doprowadzi do zagłady."

Gdy zabrałam się za lekturę Drogi królów, wkraczałam w wykreowany przez autora świat bardzo wolno. Od razu skojarzyła mi się gra Warcraft. Tam, na początku rozgrywki mapa jest spowita czernią. W miarę jak przemierzamy świat gry, coraz więcej mapy nam się odsłania. Dokładnie tak się czułam czytając powieść Sandersona. Oswajanie się z nią przychodziło mi dość wolno i cały czas miałam świadomość tego, że to czego się dowiedziałam, to zaledwie odsetek z tego, co kryje ta powieść, a w zasadzie cała seria. Nie wiem jak to się dzieje, ale mniej więcej od pewnego czasu niemalże każda książka fantastyczna, po którą sięgam z początku nie wciąga i bardzo ciężko jest się przebić przez jej początek, przeważnie zawierający wyjaśnienia odnośnie zasad rządzących w stworzonym przez autora światem. Tak jest właśnie z powieścią Sandersona. Tyle, że ona nie ma około 400 stron, jak to zwykle bywa, tylko 960, a więc tutaj ten wstęp jest proporcjonalnie dłuższy. Były momenty, w których myślałam, że nie dam rady, że Droga królów nie była dobrym pomysłem na rozpoczęcie przygody z twórczością tego autora, ale ostatecznie zacisnęłam zęby i czytałam dalej, aż doczytałam ją do końca. Mimo wszystko było warto.


Filozofia? (...) Czy to nie sztuka mówienia o niczym przy użyciu jak największej ilości słów?

Jak wspomniałam na początku, Sanderson świetnie radzi sobie z kreacją postaci. Nawet w jednym z moich postów, ktoś polecał mi tego autora, właśnie przez pryzmat bohaterów. No i cóż, nie zawiodłam się. W powieści zdecydowanie dominuje wątek Kaladina (czyli chirurga, który został żołnierzem), więc siłą rzeczy to jego poznajemy najlepiej. Po około trzech tygodniach spędzonych z tą powieścią (na swoją obronę mam to, że w międzyczasie udało mi się przeczytać też dwie inne książki), wręcz przyzwyczaiłam się do jego obecności w moim życiu, zaś cowieczorna lektura Drogi królów stała się dla mnie pewnego rodzaju rytuałem. Aż dziwnie mi się zrobiło, gdy któregoś dnia musiałam sięgnąć po inną książkę, bo powieść Sandersona miałam już za sobą. Wracając do Kaladina, to może nie szczególnie wpisuje się w "mój" typ bohaterów, ale i tak bardzo się z nim polubiłam i doceniam wkład pracy autora w jego stworzenie. Po tych długich godzinach spędzonych na lekturze tej książki, Kaladin stał się już dla mnie niemalże żywym człowiekiem. Do teraz zachwyca mnie złożoność jego charakteru, doskonale pamiętam jego wszystkie wzloty i upadki, trudności, z jakimi musiał się zmagać, jego determinację i siłę.


Być człowiekiem to znaczy pragnąć tego, czego nie można mieć

A co z fabułą? Droga królów to pierwszy tom serii (ma być ich aż dziesięć, z tego co się orientuję), a więc autor skupił się tu głównie na wyjaśnieniu czytelnikowi czym jest Burzowe Światło, Duszniki, fabriale, Ostrza Odprysku i wiele, wiele innych. Przez resztę powieści spokojnym tempem toczy się akcja. Poznajemy wtedy głównych bohaterów, śledzimy ich losy i niekiedy przeszłość. Może początkowo fabuła nie jest szczególnie interesująca, ale końcówka książki, gdy wszystkie wątki zaczynają się łączyć, wróży coś wspaniałego w kolejnym tomie. Ten jest mi ciężko ocenić, bo to wszystko to zaledwie wstęp do czegoś większego. Niemniej bardzo obiecujący wstęp.

Język powieści określiłabym jako przystępny. Ani nie jest specjalnie wyszukany, strojny, spowalniający czytanie, ani też nie ogłupia. Obfituje natomiast w szereg mądrych, życiowych cytatów, ale także ogrom zabawnych lub nieco filozoficznych kwestii. Autor poradził sobie z oddaniem klimatu i specyfiki Rosharu, ale nie zanudzał przydługimi, nudnymi opisami. W częściach powieści pozbawionych akcji, zamiast opisów zamieścił się zdecydowanie ciekawsze przemyślenia bohaterów, co jest według mnie jedną zalet z tej książki.
Nie cel się liczy, ale sposób w jaki się do niego dociera

Droga królów to powieść obszerna z potężną fabułą. Co za tym idzie, akcja toczy się stosunkowo wolno, a książka bardzo mocno wciąga jedynie na moment. Choć liczy blisko tysiąc stron, jestem pewna, że to co w niej otrzymujemy to zaledwie procent z tego, co autor przewiduje na całą serię. I właśnie dlatego sięgnę po kolejny tom. Teraz, gdy bez problemu odnajduję się w Rosharze, lektura Słów światłości powinna być czystą przyjemnością. Czy więc poleciłabym Drogę królów osobie, która nie zna jeszcze twórczosci Sandersona? Mimo wszystko nie. Spora ilość stron, ogrom nowych pojęć oraz wolno tocząca się akcja mogą przytłaczać, a nawet sprawić, że odpuści się sobie lekturę tej książki, a może i nawet innych tego autora. Sanderson ma też inne, mniej obszerne książki i choć ja zaczęłam od tej, radziłabym jednak nie iść moim tropem. A czy książka jest przereklamowana? Ciężko stwierdzić. Po bardzo (!) dobrych opiniach, choćby na lubimyczytac.pl (średnia ocen to prawie 9/10) spodziewałam się czegoś więcej, ale nie mogę powiedzieć, bym się zawiodła. Na tę chwilę jeszcze nie rozumiem fenomenu Sandersona, ale mam nadzieję, że gdy w pełni zapoznam się z jego twórczością, i ja będę dawać jego książką 9, a może i wyższe oceny?

Moja ocena:7/10

PS:Zapomniałam jeszcze o pochwaleniu okładki, ale wystarczy, że na nią spojrzycie. Czyż to nie jest piękne?




Tytuł:Droga królów
Autor:Brandon Sanderson
Wydawnictwo:Mag
Data wydania:30.04.2014


Uff, książka długa to i recenzja długa :) Czytaliście Drogę królów? Jaką inną książkę Sandersona możecie polecić?

środa, 19 października 2016

Idealna - M.Stachula - recenzja

Idealna Magdy Stachuli początkowo wydawała mi się być właśnie idealną książką. Świetna okładka, pozytywne recenzje, intrygujący opis i obietnica wciągającej lektury. Ale tak to już niestety bywa, że rzadko kiedy coś jest takie, jakie wydaje się być. A jak było tym razem?

Anita to trzydziestoparoletnia kobieta, która od dwóch lat stara się ze swoim mężem Adamem o dziecko. Niestety, bezskutecznie. Sztuka miłości w ich wydaniu stała się już raczej rytualnym kopulowaniem, aniżeli pełnymi namiętności chwilami. Wszystko to odbija się negatywnie na ich małżeństwie. Anita ma jednak jeszcze jedno życie - wręcz obsesyjnie osberwuje ludzi przyuważonych na kamerach miejskiego monitoringu na całym świecie. Z czasem zaczyna się dziać coś bardzo dziwnego. W torebce znajduje szminkę, a w szafie sukienkę, których nie kupiła. Ktoś próbuje zrobić z niej wariatkę czy może faktycznie z kobietą zaczyna się dziać coś niedobrego? A go dopiero początek kłopotów...

Anita, Anita, Anita. Źle mi się kojarzy to imię i gdzieś w środku czułam, że nie jest możliwe, bym polubiła się z jakąkolwiek jego nosicielką. Bingo. Może faktycznie trochę z góry się do niej uprzedziłam, ale to nie zmienia faktu, że Anita to postać fa-ta-lna. Irytująca, pozbawiona logicznego myślenia no i po prostu głupia jak but. Do tego jej obsesja na punkcie dziecka... Ok, ktoś chce zajść w ciążę, rozumiem to... ale tworzenie specjalnych folderów i wrzucanie tam linków ze stronami z dziecięcymi ubrankami czy chęć porwania obcej kobiecie dziecka, to już gruba przesada. No i nie zapominajmy jeszcze o jej obsesyjnych wizytach u ginekologa, przesadnym dbaniu o siebie, jakby była już w co najmniej piątym miesiącu ciąży, no i jeszcze wisienka na torcie... Wręcz zmuszanie męża do stosunku w dniach ściśle wyznaczonych przez kalendarzyk... Niby kobieca solidarność i takie tam, ale ja od pierwszej do ostatniej strony byłam po stronie Adama. Aż mu się dziwię, że wytrzymał z taką kobietą.

Anita to postać, o której nie chcę już więcej mówić, a może raczej pisać, i którą mam zamiar jak najszybciej wymazać z pamięci. Nie raz i dwa miałam przez nią ochotę rzucić książką o ścianę, ale na szczęście chwilka przerwy od czytania, patrzenie przed siebie i kontemplacja nad jej głupotą, pomogły. Ale mimo wszystko dlaczego więc nie odpuściłam sobie tej książki? Po prostu... pod każdym innym względem była naprawdę ok. Ogromnie spodobało mi się to, że tak strasznie szybko się ją czytało, bo właśnie takiej książki na tę chwilę potrzebowałam. Uporałam się z nią w dwa dni, sięgając po nią jedynie podczas przerw w szkole i dojazdów. Gdybym została w domu, poradziłabym sobie w jeden wieczór. Nie mogę powiedzieć by była to wybitnie wciągająca powieść, bo głodu tego, co pojawi się w kolejnym rozdziale specjalnie tu nie odczułam, ale i tak czytałam ją chętnie, bo język, stosunek opisów do dialogów, jak i wydanie książki bardzo ku temu sprzyjały.

W powieści pojawia się także drugi wątek, nazwijmy to wątek Eryka. Eryk jest artystą. Nic więcej wam nie powiem. Bo... widzicie, ja sama przez większość książki wiedziałam tylko tyle, co było dość dezorientujące. Czytałam, a w zasadzie nie wiedziałam o kim. Myślę, że autorka nie bardzo poradziła sobie z wprowadzeniem tego wątku. Dość wyraźnie odcinał się od reszty i raczej tam pasował. Zawarta w nim sprawa dotycząca obrazów też mnie rozczarowała. To przecież pojawiło się w identycznej formie już z milion razy. Na samym początku, gdy autorka zaczęła ten temat, wiedziałam, jak to wszystko się zakończy i się nie pomyliłam.

Jeżeli macie ochotę na książkę, która swoimi metaforycznymi łapskami was dorwie i nie będzie chciała wypuścić, śmiało bierzcie się za Idealną, bo pod tym względem, naprawdę blisko jej do ideału. Pod każdym innym też nie jest najgorszej, biorąc pod uwagę fakt, że to debiut. Jeśli jednak macie silną alergię na irytujące główne bohaterki, raczej trzymajcie się od tej powieści z daleka. Spotkanie z Anitą mogłoby być ponad wasze siły.

Moja ocena:6,5/10





Tytuł:Idealna
Autor:Magda Stachula
Wydawnictwo:Znak Literanova
Data wydania:17.08.2016




Czytaliście już? Was też tak irytowała Anitka?

czwartek, 13 października 2016

Rewers - recenzja

Rewers, czyli zbiór opowiadań najlepszych polskich autorów kryminałów wpadł w moje ręce zupełnie przypadkowo. Będąc szczerą muszę przyznać, że kupiłam go tylko ze względu na to, że znajduje się tam jeden tekst Remigiusza Mroza. Później jednak doszłam do wniosku, że może to być doskonała okazja do poznania twórczości pozostałych rodzimych autorów. Teraz już nie jestem tego taka pewna.

Zbiór rozpoczyna się naprawdę dobrze. Pierwsze opowiadanie: Babcia Wiśniewska autorstwa Wojciecha Chmielarza (czyli postaci dotychczas zupełnie mi nie znanej, ale o tym potem) zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Wydawało mi się bardzo dopracowane i pełne. Z opowiadaniami mam ten problem, że najczęściej ich zakończenia mnie nie satysfakcjonują, wydają mi się nijakie. Tu było inaczej. Do tekstu Chmielarza nie można nic dodać i nic z niego ująć, bo to zaburzyłoby całość. Opowieść ta kończy się bardzo konkretnie, niczego nie trzeba się tutaj domyślać, a to w opowiadaniach bardzo cenię. Do gustu przypadła mi również tematyka i nastrój. Wszystko tu jest na luzie, momentami aż za bardzo, ale puenta Babci Wiśniewskiej wcale nie jest taka błaha. Autor wybornie poradził sobie z połączeniem tak skrajnych tematów. W bardzo lekkiej, przystępnej formie zamknął bardzo ważne wartości takie jak sprawiedliwość, kłamstwo, solidarność czy zemsta. Co mnie jeszcze bardziej zdziwiło, choć to zaledwie opowiadanie, udało mi się polubić z tytułową bohaterką. Babcia, jak to babcia jest miła, serdeczna, troskliwa, lecz wbrew pozorom wcale nie stereotypowa, ale tego dowiecie się sięgając po Rewers.

Jedynym autorem, którego twórczość miałam już okazję poznać, poza rzecz jasna Remigiuszem Mrozem, był Ryszard Ćwirlej. Czytałam jego Tam ci będzie lepiej i spodobała mi się ta powieść. Byłam więc spokojna o to, co otrzymam w Rewersie. Wyszło... nieco inaczej. Opowiadanie było raczej średnie. Kończyło się niestety dość mdło, ale czytało się je nieźle. Pewnie miałabym o nim zdecydowanie lepszą opinię, gdybym... właśnie. Gdybym wcześniej nie przeczytała Tam ci będzie lepiej. A, że już to zrobiłam, zauważyłam szereg podobieństw między tymi pozycjami, które to sprawiły, że chcąc nie chcąc, Ćwirlej stał się w moich oczach pisarzem jednej opowieści, autorem, który nie wykracza poza jakąś określoną tematykę. I tu, i tu mamy środowisko policjantów czy tam milicjantów, do tego posiadówy w różnego rodzaju knajpach i ogólnie mówiąc powojenny/PRL-owski klimat. Fabuła w zasadzie nie powala na kolana, można ją streścić w trzech zdaniach. Przyznam, że po Ćwirleju spodziewałam się zdecydowanie więcej.

Zbiór zakupiłam ze względu na opowiadanie Remigiusza Mroza, a więc wypadałoby co nieco o nim napisać. Był to jeden z lepszych tekstów, ale wciąż poniżej moich oczekiwań. Opowiadanie chyba jako jedyne trzymało w napięciu i sprawiało, że naprawdę chciało się przejść na następną stronę i dowiedzieć się co dalej. Niestety znów nieco rozczarowało mnie zakończenie. Ale tym razem naprawdę nieco. Myślę, że mieszkańcy Opola powinni czuć się nim usatysfakcjonowani, ja niestety nie siedzę w tym temacie, dlatego dla mnie to wszystko było takie "odległe". Może Przez ciemne okulary to nie jest ten Remigiusz Mróz, jakiego znamy i kochamy, ale opowiadanie i tak trzyma poziom.

Później niestety nie było tak kolorowo. Zdecydowana większość opowiadań nie wzbudziła we mnie większych emocji – ot, zwykłe średniaki, ale muszę wyróżnić jeszcze 3 teksty. Dwa z nich: Pod Czarcią Łapą i Niedzielne popołudnia  wyróżniły się niestety negatywnie. Na tyle, że nie dałam im rady. Może kiedyś do nich wrócę, ale na tę chwilę po prostu mnie zanudziły. W tym pierwszym działo się wszystko, tylko nie to, co było związane ze śledztwem, a w drugim... hm, w tym po prostu działo się wszystko i nic. Nie potrawiłam wyłuskać o czym ono właściwie jest, do czego autorka zmierza. Nuda, nuda i jeszcze raz nuda.

Wspomniałam o trzech tekstach, a więc pozostał jeszcze jeden. Moim zdaniem tylko troszkę gorszy od Babci Wiśniewskiej, czyli jak dla mnie najlepszego opowiadania tego zbioru. Jego autorką jest – ku mojemu sporemu zaskoczeniu – Joanna Jodełka. Kojarzyłam ją z Wariatki, książki, która mimo całkiem niezłej reklamy przyjęła się raczej średnio. Chyba po każdym spodziewałabym się tak dobrego opowiadania, lecz nie po niej. A tu proszę, takie milutkie zaskoczenie. Jej opowiadanie jest szalenie nowoczesne, świeże i oryginalne. Nim je przeczytałam, chciałam ocenić Rewers na 5 gwiazdek, ale Jodełka uratowała honor reszty autorów i zgarnęła dodatkowy punkt. Nie czytaj tego! (och, no i zobaczcie, ten tytuł!)  zwłaszcza pod koniec całkowicie mnie osaczyło i stłamsiło. Co ciekawe, w bardzo pozytywny sposób. To takie opowiadanie-nieopowiadanie, gra pomiędzy czytelnikiem, autorką z bohaterem. Musicie to przeczytać!

Wielkim symbolem Rewersu są miasta. Ten zbiór miał być podróżą przez najmroczniejsze zakątki polskich miast z wyjątkowymi przewodnikami – pisarzami z nich pochodzącymi (znaczy z miast, nie zakątków :D) . Pomijam już tu fakt, że opowiadania wcale nie są tak mroczne, zagadkowe czy intrygujące, jak można by przypuszczać. W tej chwili chciałabym skupić się właśnie na tych miastach. Wszyscy autorzy w większym lub mniejszym stopniu poradzili sobie z oddaniem specyficznego charakteru miejsca akcji. Wiadomo, jeden zrobił to lepiej, inny gorzej, ale ogólnie zadanie uznaję za zaliczone. Bardzo dobrze, biorąc pod uwagę fakt, że to tak naprawdę główne założenie tego zbioru.

Myślę, że nadszedł właściwy moment, by odwołać się do tego, o czym wspomniałam na początku, a mianowicie do traktowania tego zbioru, jako możliwości do poznania twórczości wielu polskich autorów za pomocą tylko jednej książki. To wygodna droga na skróty, prawda? Wygodna, to fakt, ale niemiarodajna. Bo czy nie znając wcześniej wybitnych w moim odczuciu powieści Remigiusza Mroza, sięgnęłabym po nie po przeczytaniu Rewersu? Raczej nie. I tak by można wymieniać bez końca. Myślę, że najlepiej podchodzić do tego zbioru tylko orientacyjnie, nie kierować się nim ściśle. Ja z pewnością dzięki niemu z chęcią przeczytam coś Jodełki i Chmielarza, ale nie zmienia to faktu, że tak jak już wcześniej założyłam, sięgnę także po coś Opiat-Bojarskiej czy Małeckiego, mimo że ich teksty w tym zbiorze mnie nie zachwyciły. Zatem taka mała wskazówka – jak chcesz poznać twórczość danego autora, wyrobić sobie o nim zdanie, nie możesz poprzestać tylko na jednym opowiadaniu.

Zbiory opowiadań już tak mają, że nie da się ich utrzymać na równym poziomie, no a gdy każdy tekst jest innego autora, to już zwłaszcza, niemniej po Rewersie spodziewałam się zdecydowanie więcej. Jak zwykle dałam się złapać na hasła typu "tajemnice przeszłości", "mroczna strona polskich ulic" i inne. W rzeczywistosci książka okazała się dużo spokojniejsza już można by przypuszczać. Nie żałuję jednak, że ją przeczytałam. Dzięki niej poznałam kolejnego wspaniałego autora, jakim jest Wojciech Chmielarz, przekonałam się do twórczości Joanny Jodełki oraz poznałam przedsmak pisarstwa pozostałych autorów. No, a ostatnie opowiadanie... Gdyby pozostałe 10 opowiadań uznałabym za choćby średnie, zamiast 6, którą wystawiam temu zbiorowi, widzielibyście tu może nawet 8. Słowem - zbiór idealny nie jest, ale są teksty, dla których zdecydowanie warto po niego sięgnąć, a zatem, miłej lektury!

Moja ocena:6/10





Tytuł:Rewers
Data wydania:28.09.2016
Wydawnictwo:Czwarta strona






To jak, Rewers już przeczytany, jak wrażenia? A może nadal się wahacie?

niedziela, 9 października 2016

Festiwal Kryminału Granda



W weekend od 23 do 25 września tego roku w Nowej Gazowni w Poznaniu po raz kolejny odbył się Festiwal Kryminału Granda. Na imprezie pojawiło się wiele gwiazd polskiej literatury grozy, między innymi Katarzyna Puzyńska, Joanna Opiat-Bojarska, Remigiusz Mróz, Ryszard Ćwirlej czy Katarzyna Bonda. W programie festiwalu znalazły się rozmowy z autorami, wykłady (np. o rytualnych mordach), gala premier książkowych, wycieczki i wiele innych.

Nie było mi dane wziąć udział choć w połowie tego, co bym chciała. Udało mi się jednak wygospodarować czas na to, na czym najbardziej mi zależało, a mianowicie na podpisywanie książek przez Remigiusza Mroza i  głównie o tym będzie dzisiejszy post.

DOJAZD
Zanim przyszło do samego podpisywania, trzeba było tam jeszcze jakoś dojechać. Oczywiście, żeby nie było zbyt pięknie, z torami było coś nie tak i musiałam zmienić tramwaj. Reszta dojazdu była raczej w porządku. Wysiadłam na Półwiejskiej (kto zna Poznań ten wie) i stamtąd poszłam na Stary Rynek. Jedną z liczych uliczek wydostałam się z rynku w poszukiwaniu Nowej Gazowni. Dzień wcześniej sprawdziłam jak mogę tam dojść pieszo i poradziłam sobie bez problemu. Choć na mapie wygląda to inaczej, trasa wcale nie jest taka długa.

LOKALIZACJA STOISK
Nigdy wcześniej nie byłam w Nowej Gazowni i zaledwie przez mgłę kojarzyłam co to takiego. Widząc przeróżne filmiki choćby z Warszawskich Targów Książki, obawiałam się chaosu i problemu ze znalezieniem miejsca, gdzie Mróz będzie podpisywał książki(co prawda to zdecydowanie mniejsza impreza, no ale i tak). Nic bardziej mylnego. Nie będę tutaj opisywać gdzie dokładnie znajdowały się stoiska Czwartej Strony i Filii, przy których czekał autor, bo boję się, ze tylko bym namieszała, zatem w skrócie - było to od razu przy samym wejściu, po prawej stronie. Jak dla mnie super, bo oczami wyobraźni widziałam siebie biegającą po całym budynku w jego poszukiwaniu.

KOLEJKI?

Podpisywanie miało zacząć się o 15. Parę minut po tej godzinie dochodziłam do Nowej Gazowni. Z daleka mignął mi ktoś w garniturze... i tak, bingo, to był Remigiusz Mróz we własnej osobie! Mimo wczesnej godziny i tak ustawiły się już kolejki. Tak, kolejki. Jedna "główna", czyli osoby stojące najbliżej autora, która póżniej rozwidlała się na dwie. Było to spowodowane lokalizacją stoisk, trzeba było zrobić miejsce dla osób wchodzących i wychodzących z obiektu oraz tych, udających się na wykłady bądź rozmowy z autorami.
Choć na miejscu byłam chwilę po 15, nie udało mi się załapać do tej głównej kolejki, musiałam zająć miejsce w jednej z dwóch bocznych. Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu, przechodzenie osób z bocznych kolejek do tej wiodącej, odbyło się bardzo kulturalnie. Myślałam, że ludzie będą się przepychać itp, a tak naprawdę ledwo zauważyłam moment, gdy przechodziłam do kolejki nabliżej autora.
Czy było dużo ludzi? Myślę, że dość dużo. Granda raczej nie jest festiwalem, na który zjeżdżałoby się pół Polski, więc takie sytuacje jak na Targach, gdzie po podpis stało się 3 godziny lub więcej, nie miały miejsca. Osób było około kilkudziesięciu, gdy dotarłam do Nowej Gazowni, ale wiadomo, że gdy część z nich odeszła, przychodzili nowi fani, więc trudno jest powiedzieć ile było ich łącznie. Ja po podpis czekałam około 45 minut, myślę, że to taki średni wynik. W międzyczasie zakupiłam jeszcze Trawers, bo o dziwo dopiero z rozmów ludzi w kolejce dowiedziałam się co to za książka, i że jest w niej także opowiadanie Mroza.

MOMENT PODPISYWANIA
No i teraz najważniejsze. Autor uścisnął mi rękę, tak jak każdemu, kto do niego przyszedł. Zapytał o imię i każdy podpis złożył wraz z dedykacją. Mi się pofarciło, bo dostałam podpis na takiej karteczce promującej Behawiorystę, nie tylko w książkach. Zatem wyjechałam z domu z jedną ksiażką( wzięłam ze sobą Immunitet), wróciłam z dwoma podpisanymi i jeszcze tą kartką (y) Remigiusz Mróż okazał sie tak miły i otwarty jak w rozmowach przez internet. Chyba nie było osoby, która podeszłaby, dostałaby autograf i odeszła, nie zamieniając z nim słowa. Autor oczywiście nie ma pojęcia co będzie w nowej powieści o Chyłce i Zordonie, znaczy coś tam wie, ale nie zdradzi. Na umilenie sobie oczekiwania na nią polecił mi Behawiorystę, ale przecież nie musiał, i tak niecierpliwie na nią czekam od chwili, gdy dowiedziałam się o tym, że ma wyjść. Na pożegnanie znów uścisk ręki i to już z zasadzie tyle.






MOJE WRAŻENIA
Wrażenia się oczywiście bardzo pozytywne. Jedyny minus jaki widzę to taki, że niestety nie mogłam być na festiwalu dłużej. Liczę, że za rok sobie odbiję. A zatem rok 2017 będzie dla mnie rokiem polskich kryminałów.

Miało być krótko, ale jednak nie wyszło. Byliście na Grandzie, słyszeliście o tym festiwalu, wybieracie się za rok? :)

Oczywiście post pojawił się ze spooorym opóźnieniem, ale ostatnio jestem strasznie zabiegana, a bardzo mi zależało na tym, by w ogóle powstał.

czwartek, 6 października 2016

#2 LIEBSTER BLOG AWARD

Hej! Kolejny raz odpowiadam na chyba znany już wszystkim tag LBA. Nominowała mnie Isleen z bloga dzielawyszperane.blogspot.com, za co bardzo dziękuję, bo pytania są świetne! Odsyłam do moich wcześniejszych odpowiedzi na ten tag (klik) no i oczywiście do Isleen :) No, ale dosyć tego przedłużania. Zaczynajmy.

1. Twój ulubiony książkowy bohater/bohaterowie to...?
Powstał niedawno post na ten tamat. Moimi ulubinymi bohaterkami są Berenice z Mechanicznego, Chyłka z książek Remigiusza Mroza oraz oczywiście Piękna Katarzyna z cyklu inkwizytorskiego. O mężczyznach się jeszcze nie wypowiem, bo niedługo będzie osobny post. 

2. Jakie pięć cech powinna posiadać książka idealna?
Bardzo dobrze wykreowani bohaterowie, ciekawa fabuła, ładny język, zwroty akcji oraz „to coś”.

3. W szkole wolisz (wolałeś/łaś) czytać dramaty czy powieści?
W dramatach zawsze podobało mi się to, że bardzo szybko się je czytało. Niestety często ze zrozumieniem było już gorzej, dlatego wybieram powieści. Z kilkoma z nich naprawdę się polubiłam, choć były lekturami. Btw, jeśli chcecie o tym post, to piszcie :)

4. Która książka Cię zawiodła?
Jest bardzo dużo takich książek. Na przykład ostatni tom Chłopców Jakuba Ćwieka, osławione Lśnienie Kinga albo czwarta część Kuzynek Pilipiuka.



5. Czytasz czasem jeszcze książki dla dzieci?
Można tak powiedzieć. W wakacje zabrałam się za Harry'ego Pottera, bo nigdy go nie czytałam, a to chyba jest w pewnym sensie książka dla dzieci. Ponadto niedawno zapoznałam się również Czarnoksiężnikiem z krainy Oz, ale o tym już niedługo w recenzji :) W każdym razie i w tym przypadku miałam jakiś motyw, więc ot tak, po prostu raczej po tego typu literaturę nie sięgam.

6. Czy jest jakiś typ bohatera literackiego, który podoba Ci się najbardziej? (Słowo „typ” każdy może oczywiście zrozumieć na swój sposób :) ) Jeśli tak, to jaki?
O tak, zdecydowanie. Lubię konkretnych bohaterów, ironicznych, pewnych siebie i też bardzo często złych :D

7. Zdarza Ci się czytać w tajemnicy, np. w pracy, na zajęciach/lekcjach, w czasie nudnego spotkania itp.?
W pracy mi się nie zdarzyło, ale w szkole już tak. A myślicie, że co robiłam przez całe liceum na religii, podstawach przedsiębiorczości, EDB czy innych nudnych przedmiotach? 

8. Najbardziej wzruszająca książka, którą przeczytałaś/eś to...?
O psie, który jeździł koleją. Do teraz nie rozumiem jak można fundować dzieciom takie straszliwe przeżycia.




9. Książka, która w jakiś sposób wpłynęła na Twój sposób postrzegania świata to...?
Myślę, że każda przeczytana przeze mnie powieść w jakiś sposób wpłynęła na moje życie, ale nie zauważyłam, by jakaś jedna, konkretna miała na nie większy wpływ.

10. Wolisz książki tradycyjne, czy elektroniczne?
Chyba tradycyjne. Lubię je kupować, dotykać, patrzeć na nie. Co do samego czytania,  to różnie bywa. Bardzo dbam o książki, więc raczej nie czytam w jakiś dziwacznych, acz wygodnych pozycjach. Dlatego też niekiedy lepszą opcją jest dla mnie ebook, bo z tabletem mogę leżeć czy siedzieć jak mi się podoba.



11. Słuchasz audiobooków?
Nie. Nie podoba mi się, że lektorzy czytają tak wolno, to po pierwsze. Po drugie gdy czytam „sama” mogę sobie pominąć jakiś opis itp., z audiobookiem ciężko byłoby zrobić coś takiego. No i jeszcze jedna sprawa – pewnie na okrągło bym się rozpraszała, zaczęłabym myśleć o czymś innym i przez to traciła wątek. Nie, audiobooki zdecydowanie nie są dla mnie.


Nominacje już były, więc tym razem sobie odpuszczam. Pytania jak widzicie są super, dlatego jeśli macie ochotę możecie na nie odpowiedzieć u siebie na blogu lub tu, w komentarzu :)

wtorek, 4 października 2016

Ostatni świadek - J.Hoffman - recenzja

Przez Dożywocie, o którym pisałam jakiś czas temu (klik) dotknęła mnie przedziwna książkowa niestrawność. Nie, nie kac. Niestrawność. Poczucie, że czytanie nie ma sensu, że szkoda na nie czasu. Nic dziwnego, że jak najszybciej musiałam zabrać się za książkę, która mnie z tego wyleczy. Logicznym wydawało mi się więc sięgnięcie po powieść autorki przeze mnie znanej i lubianej. Ale czy to była dobra decyzja?

Książka, o której piszę to Ostatni świadek Jilliane Hoffman, czyli drugi tom z cyklu o C.J. Townsend. W Miami dochodzi do serii zabójstw policjantów. Zastępca prokuratora generalnego, czyli właśnie C.J. Townsed twierdzi, że sprawa może mieć związek ze skazanym przez nią przed laty Kupidynem - zabójcą młodych kobiet, wycinającym im serca. Z drugiej strony Agent Falconetti (prywatnie narzeczony C.J.) przypuszcza że zabójstwa policjantów mogą mieć związek z handlem narkotykami. A jak okaże się naprawdę? Kto zabił policjantów? Kto ma rację, C.J. czy Falconetti?

Odwet, czyli pierwszy tom tego cyklu to bardzo dobra powieść, jeden z lepszych kryminałów, po które sięgnęłam - wciągająca, z ciekawą intrygą, niezłymi bohaterami, wartką akcją i mocnym zakończeniem. A Ostatni świadek? Cóż.... Jak pisałam na początku, ta książka była dla mnie takim pewniakiem, czymś, na czym nie miałam prawa się zawieść. A jednak. Fabuła nie była szczególnie skomplikowana czy zaskakująca. Była do bólu przeciętna. Wstawki o przestępczej stronie Miami i handlu narkotykami ani trochę mnie nie zaciekawiły. Autorka przedstawiła ten temat mało interesująco i przez to też mało zrozumiale. To znaczy to może było zrozumiałe, ale dopiero po wczytaniu się. Na to jednak nie miałam ochoty, bo Hoffman strasznie rozwlekła ten wątek. Dialogi były długie (choć istnieje opcja, że po prostu mi się dłużyły) i nudne. No i do tego brak zwrotów akcji. Już parę razy zastanawiałam się nad odłożeniem tej powieści nieprzeczytanej na półkę. Ostatecznie dałam jej szansę, ale myślę, że niewiele bym straciła, gdybym jednak jej nie doczytała.

Zakończenie tej powieści nie jest tak dobre jak pierwszego tomu (w zasadzie nic nie jest tu tak dobre jak tam), ale pozwala mieć nadzieję, na coś naprawdę dobrego w kolejnej części. I tu pojawia się hm... fail. Otóż widzicie, trzeciego tomu w Polsce nie wydano. No to chyba sobie nie poczytam...

Ostatni świadek to przede wszystkim bardzo nierówna powieść. Momentami bardzo mnie nudziła, ale niekiedy, szczególnie pod koniec mocno zaciekawiła. Skłamałabym pisząc, że ją polecam. To nie żadna grafomania, ale po prostu są lepsze książki. Plus jest taki, że wreszcie mam pokazję by polecić pierwszy tom tej serii, czyli Odwet. Ta powieść chyba nie może się nie spodobać. A kontynuacja? Moim zdaniem tylko dla bardzo zainteresowanych tematem.




Tytuł:Ostatni świadek
Autor:Jilianne Hoffman
Wydawnictwo:Świat książki
Data premiery:30.06.2006

sobota, 1 października 2016

Książkowe podsumowanie września

Wrzesień już za nami. Dla mnie okazał się to być miesiąc klasyków. Zanim przejdę do tego co przeczytałam, jeszcze jedna sprawa. 
Jak już gdzieś wspomniałam, niedawno zaczęłam szkołę, do tego mam jeszcze pracę, jazdy (hehe - i egzamin tuż, tuż), dlatego niestety odbije się (i już się odbija) na ilości przeczytanych przeze mnie książek, na ilości recenzji, postów i także mojej obecności na Waszych blogach, za co przepraszam i liczę na Waszą wyrozumiałość. Obiecuję, że jak będę miała jakąś wolną chwilę, nadrobię ile będę mogła. No, ale nie przedłużajmy. 

W tym miesiącu znów przeczytałam 9 książek. Niektóre były dłuższe, inne krótsze, ale najlepiej zobaczcie sami :)

1.Harry Potter i Zakon Feniksa - J.K. Rowling
Moja ocena:7/10
Raz jeszcze przypomnę, że recenzja będzie zbiorcza dla wszystkich tomów. Mam nadzieję, że uda mi się dokończyć tę serię i zrecenzować ją jeszcze w tym roku.



2.Czarnoksiężnik z krainy Oz - L. F. Baum
Moja ocena:7/10
Jak widzicie, sięgnęłam po wydanie dwujęzyczne. Więcej o tej książce już niebawem.


3.Hannibal - T.Harris
Moja ocena:6/10 (+recenzja)



4.Doktor Jekyll i pan Hyde - R.L. Stevenson 
Moja ocena:7/10 
Niewiele mam do powiedzenia o tej książce. Być może powstanie jej recenzja, ale bardzo skrótowa.



5.Ene, due, śmierć - M.J. Arlidge
Moja ocena:7/10 (+recenzja)



6.Dożywocie - M.Kisiel
Moja ocena:5/10 (+recenzja)



7.Jak Cię zabić, kochanie? - A.Rogoziński
Moja ocena:6/10 (+recenzja)




8.Wielki Gatsby - F. S. Fitzgerald 
Moja ocena:6/10
Tu sytuacja wygląda podobnie jak z Doktorem Jekyllem... Nie obiecuję, że będzie recenzja, ale bardzo możliwe, że tak. W każdym razie jeśli już, to jakaś króciutka.



9.Ostatni świadek - J.Hoffman
Moja ocena:6/10 
Recenzja już się pisze, będzie na dniach :)


W tym miesiącu przeczytałam 3319 stron.
Co daje stron 110 dziennie.

Książkowej Królowej Miesiąca tym razem nie ma. Żadna książka mnie nie zachwyciła, a nie chcę jej wybierać na siłę.

Czy przeczytałam to, co planowałam w lipcu?
I tak, i nie. W planach był tylko HP i to udało mi się przeczytać oraz Kubuś fatalista i jego Pan.... którego to mam zamiar przeczytać chyba od lipca. Zabrałam się za jego lekturę pod koniec miesiąca i niezbyt mi wchodził, więc jak na razie odpuszczam.


Co chcę przeczytać w październiku?

-Rewers - zbiór opowiadań 11 polskich autorów kryminałów
Książka zakupiona i podpisana na Grandzie. Przeczytałam już jedno opowiadanie i było niezłe, zobaczymy jak będzie później.


-Książę Parnasu - C.R. Zafon
Wiadomość o hiszpańskiej premierze kolejnego tomu o księgarzach Sempere sprowokowała mnie do króciutkiego powrotu do tego świata, dzięki temu opowiadaniu.


-Droga królów - B.Sanderson
Wszędzie tylko Sanderson i Sanderson. Droga królów chodziła zamną już od bardzo dawna i stwierdziłam, że październik to dobry moment, by po nią siegnąć.


-Harry Potter i Książę Półkrwi - J.K. Rowling
Co tu dużo mówić, kontunuuję zapoznawanie się z przygodami młodego czarodzieja :)


Co na blogu w październiku?
Nigdy wcześniej takiego puktu nie było w moich podsumowaniach, ale tym razem stwierdziłam, że warto go dodać. Przede wszystkim dlatego, żeby samą siebie zmotywować i zadbać by w miarę możliwości coś na tym blogu się działo. Więc, co nowego?
  • Przede wszystkim zaległe recenzje = Czarnoksiężnik z krainy Oz, Doktor Jekyll i Pan Hyde oraz Wielki Gatsby. 3 klasyki, o których warto moim zdaniem co nieco powiedzieć.
  • Chciałabym też napisać parę słów o Poznańskim Festiwalu Kryminału Granda, który miał miejsce w zeszłym tygodniu. Nie spędziłam tam wiele czasu, ale myślę, że znajdą się osoby, które z chęcią poczytają co to takiego i jak to wszysttko wygląda, czy warto iść itp.
  • Book haul. Nie obiecuję, że się pojawi, ale postaram się by był. Jeśli mi się uda, będzie obejmował wrzesień i październik.

Październik pewnie nie wypadnie tak kolorowo pod względem przeczytanych książek, no ale będzie jeszcze czas na narzekanie. Z września jestem zadowolona, choć książki po które sięgałam... no cóż, mogłyby być lepsze. 

Pierwszy raz podsumowałam także ile stron przeczytałam i mój wynik, czyli około 110 stron dziennie, naprawdę mnie zadowala.

A jak Wam minął wrzesień? Co ciekawego przeczytaliście?

PS: Zaczytanego października! ☺