poniedziałek, 28 listopada 2016

Gra - A. de la Motte - recenzja

To miała być zwykła wizyta w Matrasie. Pooglądanie książek oraz wyłapywanie ciekawych tytułów do przeczytania. Skończyło się na wyłapywaniu, owszem, ale... książek. Najpierw moją uwagę zwróciła najcudowniejsza na świecie Mapa czasu, którą oczywiście musiałam kupić, bo grzechem by było, abym nie miała najlepszej książki tego padołu łez, w formie papierowej (i to za niecałe 20zł!). Potem, już przy kasie dałam się namówić na Grę Andesa de la Motte za równie śmieszną kwotę - 10zł (pani ekspedientka była tak szalenie przekonywująca, że kupiłabym od niej nawet zużytą chusteczkę, serio). Po Grze nie oczekiwałam cudów, wątpiłam by tak tania powieść mogła być arcydziełem literatury. Teraz wiem jak bardzo się myliłam. Mówi się, że nie należy oceniać książki po okładce, zapewniam, że po cenie również.
"Henrik HP Pettersson pewnego dnia znajduje telefon komórkowy, który wciąga go do tajemniczej Gry w Alternatywną Rzeczywistość. Po wykonaniu testu próbnego HP otrzymuje szereg dziwnych i ryzykownych zadań, które są filmowane, publikowane i oceniane w sieci. Napięcie rośnie, nagrody są coraz cenniejsze, a fani wystawiają mu świetne noty. Wreszcie HP czuje się doceniony i podejmuje się coraz bardziej ryzykownych zadań, by tylko pozostać w grze. Rebecca Normén to jego przeciwieństwo. Kontroluje swoje życie w każdym szczególe i szybko pnie się po szczeblach kariery. Wszystko układałoby się idealnie, gdyby nie anonimowe, niepokojące liściki, które znajduje w swojej szafce. Ktokolwiek je pisze, wie o jej przeszłości więcej, niż powinien…Ich życiem zaczyna sterować śmiertelnie niebezpieczna GRA...Kto stoi za tajemniczą rozgrywką?"
(Od siebie mogę dodać, że sam motyw gry i jego realizacja, bardzo przypomina to, co mamy w filmie Nerve, który również gorąco polecam ☺)

HP to spoko koleś. Tak, dokładnie - spoko koleś. Nie niesamowity bohater, ciekawa postać czy coś w tym stylu. Henrik jest totalnym luzakiem. Wyrażenia typu "najs", "fon", "mothafucker" i ogrom przeróżnych wtrąceń w języku angielskim, to u niego norma. I wiecie co? W ogóle mi to nie przeszkadza. Przeciwnie! HP to zupełnie inny bohater niż ci, których dotychczas poznałam. Jest... po prostu taki "swój", naturalny, bezpośredni. Co prawda autor postawił na narrację trzecioosobową, ale i tak umieścił w książce to, co HP sobie myśli. I muszę przyznać, że nawet te przemyślenia są bardziej "ludzkie" niż w innych książkach. Brak tu filozoficznego bełkotu czy jakiś innych "głębokich" wywodów. Główny bohater po prostu myśli o grze. O tym, jak powinien postąpić przy kolejnym zadaniu, jak je krok po kroku wykonać. Później też zaczyna zastanawiać się czym tak naprawdę jest gra, kto ją stworzył i dlaczego. I to także uważam za miłą odmianę po tym wszechobecnym, ciągnącym się z reguły długie strony, laniu wody (mowa oczywiście o innych książkach). Niestety, mój stosunek do Henrika nie zawsze był taki pozytywny. Momentami nie zgadzałam się z jego decyzjami, bo niestety, nie raz chęć wykonania zadania go zaślepiała i odbierała zdolność logicznego myślenia. Często myślałam sobie: "chłopie, nie rób tego!", ale on oczywiście mnie nie słuchał. No, Henrik jest jaki jest, ale w gruncie rzeczy się z nim polubiłam, co nie zdarza się często.

Poza HP w powieści ważną rolę odgrywa Rebecca. Ona i Henrik mają się do siebie jak dzień do nocy. Młody Petterson jest dynamiczny, świeży, spontaniczny. Rebecca z kolei jest policjantką. Taką zwykłą, stereotypową policjantką jaką można znaleźć w każdej książce. Gdy przez pierwsze kilkadziesiąt stron trafiałam na rozdział z nią myślałam sobie tylko: "oesu...", jednak gdy już zrozumiałam jaką funkcję pełni w tym wszystkim jej postać, na szczęście przestała mi tak bardzo przeszkadzać. Rebecca nie jest wybitnie irytującą postacią, ale przy HP jest po prostu nudna, szara i nijaka.

Ci, którzy są ze mną dłużej już dobrze wiedzą, jak ważne jest dla mnie zakończenie, i że nie raz, gdy było dobrze przemyślane, uratowało, brzydko mówiąc, tyłek całej powieści. Grę z całą pewnością mogę dopisać do listy tych książek. Gdy ją czytałam, podobała mi się, lecz dopiero gdy przeczytałam ostatni rozdział, stronę, akapit i wreszcie ostatnie zdanie, zakochałam się. Zakończenie wzbudziło we mnie ogrom emocji, a właśnie to tak bardzo cenię. Było mocne, totalnie nie do przewidzenia, szokujące i niepokojące. Aż strach pomyśleć co będzie w kolejnych dwóch tomach.

Jedynym do czego mogę się przeczepić jest wydanie. Posiadam to nowsze, ale - co z przykrością stwierdzam - jest równie brzydkie, co pierwsze. Bardzo się cieszę, że tak mnie namawiano do sięgnięcia po Grę, bo sama nawet bym na nią nie spojrzała. Nie lubię, gdy na okładkach są ludzie, ale myślę, że nawet jeśli komuś to nie przeszkadza, to i tak nigdy nie nazwałby jej ładną. Dodam jeszcze, że grzbiet ma tak samo jaskrawo-żółty to tytuł, przez co gryzie się z każdą postawioną obok książką. I teraz już w ogóle hit, hitów - została wydana (mowa o nowszym wydaniu) w 2014 roku, a więc już prawie trzy lata temu. A pozostałych tomów jak nie było, tak nie ma. Czyli co, teraz mam dokupić brakujące mi dwie części w starszym wydaniu? Trochę fail.

Gra jest brzydka, to wiemy. A teraz naszykujcie kawałek starej gazety, pędźcie po powieść de la Motte do księgarni, a następnie okryjcie jej paskudną okładkę i bierzcie się za lekturę. Jeśli kochacie zastrzyk adrenaliny, mocne zakończenie, nietypowego bohatera i motyw gry - początkowo łatwej i przyjemnej, a później niebezpiecznej i niszczącej życie, Gra będzie dla was idealna. Na zachętę mały blogowy spoiler - powieść de la Motte z pewnością znajdzie się w poście o najlepszych książkach, które udało mi się przeczytać w tym roku. Ktoś jeszcze nie jest do niej przekonany? 

Moja ocena:8/10





Tytuł:Gra
Autor:Anders de la Motte
Wydawnictwo:Czarna owca
Data wydania:30.08.2014

6 komentarzy:

  1. Twoja recenzja skutecznie mnie do tej książki przekonała. Jeżeli jeszcze będzie w Empiku to na pewno kupię !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę :D Mam nadzieję, że Ci też się spodoba.

      Usuń
  2. Nie znam tej książki, ale ma zachęcającą okładkę. Bardzo chętnie po nią sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nooo, ja mam zupełnie inne odczucia odnośnie okładki, ale skoro Tobie się podoba, to liczę na to, że z treścią będzie podobnie.

      Usuń
  3. Okładka filmowa faktycznie nie jest zbyt urodziwa. Ja na szczęście czytałam ją w tym starym wydaniu :D Książka była w porządku - miała wciągającą fabułę, a co najważniejsze kolejne tomy trzymają poziom :)
    Pozdrawiam!
    houseofreaders.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń