niedziela, 31 lipca 2016

Książkowe podsumowanie lipca

Czerwiec pod względem przeczytanych książek wypadł słabo. Było ich 9, ale w zasadzie co do każdej miałam jakieś zastrzeżenia, dlatego w tym miesiącu staranniej wybierałam to, co chcę przeczytać. 

Na początku lipca zabrałam się za Cień wiatru (recenzja), czyli pierwszy tom z serii Cmentarz zaginionych książek. Więcej nie będę się rozpisywać, wszystko jest w recenzji, więc jeśli ktoś jeszcze jej nie czytał, serdecznie zapraszam.






Tytuł:Cień wiatru
Autor:Carlos Ruiz Zafon
Wydawnictwo:MUZA SA
Data wydania: 13.10.2009











Po książce Zafona przyszedł mały kryzys. Nie miałam siły i ochoty by cokolwiek czytać. Wreszcie musiałam się zebrać i porządnie wziąć za lekturę Mechanicznego, by uporać się z jego recenzją jeszcze przed premierą.




Tytuł:Mechaniczny
Autor:Ian Tregillis
Wydawnictwo:SQN 
Data wydania:20.07.2016












Przyznam, że Mechaniczny mnie nieco wymęczył, dlatego szukałam czegoś lekkiego i pewnego. Wybór padł na drugi już tom przygód Harry'ego Pottera, który i tak miałam w planach przeczytać. Recenzji nie było i nie będzie, to znaczy będzie, ale jedna, wspólna dla całej serii. Gdyby ktoś był jednak ciekaw, Harry Potter i Komnata Tajemnic wzbudził we mnie niemalże identyczne odczucia co pierwszy tom. Czyli jakie? Tego dowiecie się tutaj.





Tytuł:Harry Potter i Komnata Tajemnic
Autor:J.K Rowling
Wydawnictwo:Media rodzina
Data wydania:15.09.2001











Postanowiłam pójść za ciosem i sięgnąć po kolejny tom Harry'ego Pottera, czyli Harry Potter i Więzień Azbakanu. Z tym tomem jak na razie polubiłam się najbardziej.




Tytuł:Harry Potter i Więzień Azkabanu
Autor:J.K Rowling
Wydawnictwo:Media rodzina
Data wydania:30.06.2001











Później miałam ochotę na coś... innego, świeżego. Przeszperałam całą moją biblioteczkę na lubimy czytać i znalazłam Palacza zwłok, który bardzo pozytywnie mnie zaskoczył (recenzja).






Tytuł:Palacz zwłok
Autor:Ladislav Fuks
Wydawnictwo:Agora SA
Data wydania:02.12.2011









Miesiąc powoli się kończył, a przede mną nadal było Zanim się pojawiłeś, które miałam w planach przeczytać jeszcze w lipcu, dlatego też czym prędzej zabrałam się za lekturę. Powieść Moyes wzbudziła we mnie sporo emocji, ale niestety też tych negatywnych. Więcej tutaj.




Tytuł:Zanim się pojawiłeś
Autor:Jojo Moyes
Wydawnictwo:Świat książki
Data wydania:05.01.2012












Ostatnie dni lipca to powrót do starego, dobrego Harry'ego Pottera. Najpierw sięgnęłam po Baśnie barda Beedle'a (recenzja).



Tytuł:Baśnie barda Beedle'a
Autor:J.K Rowling
Wydawnictwo:Media rodzina
Data wydania:13.12.2007













Następnie zabrałam się za czwarty tom przygód młodego czarodzieja, czyli Harry Potter i Czara Ognia. Ten tom podobał mi się niestety najmniej. Powieść była przegadana, momentami nudna (wątek skrzatów), a sam turniej potraktowano trochę po macoszemu.





Tytuł:Harry Potter i Czara Ognia
Autor:J.K Rowling
Wydawnictwo:Media rodzina
Data wydania:01.01.2001










Ostatnie dni lipca poświeciłam powieści Przyjaciel z dzieciństwa. Recenzji raczej nie będzie, bo nie wiele mogę powiedzieć o tej pozycji. Książka była średnia, szału nie robi. Za kolejny tom się raczej nie zabiorę.



Tytuł:Przyjaciel z dzieciństwa
Autor:Sarah MacLean
Wydawnictwo:Amber
Data wydania:06.11.2012











Jak oceniam lipiec?
Tym razem jestem zadowolona zarówno z ilości (9 książek), jak i jakości przeczytanych książek. Jednak trochę zaniedbałam bloga, co mam zamiar zmienić w nadchodzącym miesiącu. 

Książkową Królową Miesiąca zostaje tym razem Palacz zwłok. Zrobił na mnie spore wrażenie, wywołał masę emocji i na długo pozostał w moich myślach. Nie mogłam więc podjąć innej decyzji.

Czy przeczytałam to, co planowałam w czerwcu?
Tym razem króciutko - tak.

Co chcę przeczytać w sierpniu?
-Mroczniejszy odcień magii - V. E. Schwab
Czaję się na tę książkę już od czerwca, jeśli nie maja. Kiedy w końcu do mnie przyjdzie, od razu się za nią zabiorę.




-Kubuś Fatalista i jego pan - D.Diderot
Chodzi za mną ostatnio jakiś klasyk. Myślę, że ta książka będzie dobrym wyborem - jest króciutka no i... Diderot, to nie byle kto. Będę z siebie bardzo dumna, gdy uda mi się ją przeczytać.




-Gra anioła - C. R. Zafon
Co tu dużo mówić - Gra anioła, czyli drugi tom Cmentarza zaginionych książek. Może uda mi się przeczytać całą trylogię w tym miesiącu?


-Necrosis. Przebudzenie - J.Piekara
Choć twórczość Piekary uwielbiam, nie miałam pojęcia o istnieniu tego zbioru. "Odkryłam" go dzięki nowemu wydaniu, które miało swoją premierę w czerwcu. Opowiadania już zaczęłam czytać i jak na razie są całkiem przyjemne.




Czytaliście którąś z tych książek? Jak u was wypadł lipiec?

PS:Ma ktoś może pomysł dlaczego czcionka mi szaleje po dodaniu postu? To znaczy niektóre akapity się przesuwają, czcionka zmienia rozmiar, odstępy między poszczególnymi zdaniami maleją, mimo że w trybie edycji wszystko jest w porządku?


piątek, 29 lipca 2016

(Prawie) ulubiona książka - Mag J.Fowles - recenzja

Już niedługo (znowu!) podsumowanie miesiąca i żeby nie było jeszcze dłuższe niż zwykle, pora na ogłoszenia. A właściwie ogłoszenie.
Obecnie czytam Harry'ego Pottera (skończyłam już IV tom). Poszczególne części są dla mnie na tyle podobne, że postanowiłam napisać ich wspólną recenzję. Niestety, teraz zaczynają się już te tomy-cegły, więc ich czytanie nie będzie mi szło tak sprawnie, jak wcześniej (zwłaszcza, że Czara ognia, którą właśnie skończyłam  trochę mi się dłużyła i nie zaciekawiła mnie za bardzo). Więc ta obiecana recenzja pojawi się po wakacjach.
Żeby jednak nie było zbyt cicho na blogu, stwierdziłam, że to dobry czas, by wreszcie opublikować recenzję mojej (do niedawna) ulubionej książki... no i nie ukrywam, że poza Harrym nie przeczytałam ostatnio niczego, czego bym jeszcze nie zrecenzowała :D Zapraszam.


Nigdy nie lubiłam pytań o ulubioną książkę. Nie czytam długo, może jakieś 3 lata. Sądziłam więc, że to zdecydowanie za krótko, żeby mieć już swoją ulubioną książkę. Co więcej, myślałam, że może i ona gdzieś istnieje, ale pewnie nigdy na nią nie trafię czy nawet, że powstanie ona dopiero po mojej śmierci (katastrofizm level hard). Wstyd przyznać, ale tak było. Nie można mi się chyba dziwić, bo dla mnie ulubiona książka, to jedna na całe życie i wydaje mi się, że właśnie ją znalazłam.


-Zazdroszczę panu.
-A ja panu. Ma pan jedna rzecz, która się liczy. Ma pan jeszcze wszystko przed sobą.

Obawiam się, że czego tu nie napiszę, nie oddam w pełni tego, jak genialną książką jest Mag. To po prostu trzeba przeczytać. Jednak jest to jedna z tych książek, które albo się kocha, albo nienawidzi. Mnie ona pochłonęła w całości i tak zjednoczyłam się z głównym, bohaterem, że pod koniec czytania, odczuwałam wręcz fizyczny ból, spowodowany cierpieniem, jakiego doznał Nicolas.

Ale do rzeczy. O czym jest ta książka? Nicolas Urfe, to mężczyzna, który nie lubi zobowiązań. Poznaje piękną Alison, która chciałaby stać się dla niego kimś więcej, niż tylko dziewczyną na jedną noc. Urfe chyba nie do końca jest na to gotów, więc między innymi przez to, wyjeżdża do Grecji, by tam uczyć angielskiego. Ale to nie jego praca jest w tej książce najważniejsza. Podczas spaceru, Nicolas dostrzega przepiękną willę, zamieszkaną przez Maurice'a Conchis'a. Mężczyzna zaprasza go do siebie i wtedy zaczyna się cała zabawa. Conchis opowiada mu o sobie, pokazuje także zdjęcia swojej ukochanej z lat młodości. I co się dzieje następnego dnia? Niedaleko willi Nicolas widzi dziewczynę, która przedstawia mu się, jako Lily, narzeczona Conchisa, którą wczoraj widział na zdjęciu. Jak nie trudno się domyślić, jest to kłamstwo, jedno z ośmielę się powiedzieć – setek, które znajdziemy w tej książce. No, ale dobrze, więcej spoilerowania nie będzie. To tylko przykład, żebyście zrozumieli na czym polega gra, toczona między bohaterami, autorem a czytelnikiem.

Wiesz dlaczego bierzesz wszystko tak na poważnie? Bo zbyt serio traktujesz samego siebie.

Dzięki narracji pierwszoosobowej, możemy razem z Nicolasem analizować wszystko, czego dowiedział się od Conchisa, ale niewiele to da, bo w tej książce kłamstwo serwowane jest za kłamstwem. Uwierzycie w tą najbardziej prawdopodobną wersję wydarzeń i co się okazuje? Prawda jest zuuupełe inna. Do samego końca nie wiadomo kto ma rację. Książka może troszeczkę wymęczyć, fakt. Jednak to zupełnie inne doznanie, niż wymęczenie przez  powieść przeładowaną opisami, nazwiskami czy nazwami własnymi. U Fowlesa to szalenie przyjemne doznanie. Zapewniam, że jeżeli książka Wam się spodoba, nawet gdy odejdziecie od niej na moment, będziecie myśleć czy to, czego się właśnie dowiedzieliście, to wreszcie prawda, czy kolejne kłamstwo. Staniecie się marionetką w rękach Conchisa, tak samo, jak główny bohater.

Nie można również zapomnieć o wielu przemyśleniach zarówno głównego bohatera jak i Conchisa. Powieść Fowlesa to istna skarbnica cytatów, doskonałych na każdy moment życia. Już raz do niej wróciłam i pewnie niedługo zrobię to ponownie.Jestem pewna, że dostrzegę w niej jeszcze więcej niż poprzednim razem. Jeżeli jeszcze wahacie się czy sięgnąć po Mag, zapewniam Was, że warto, Fowles będzie wodził Was za nos, jak nikt inny.

Moja ocena:10/10





Tytuł:Mag
Autor:John Fowles
Wydawnictwo:Zysk i S-ka
Data wydania:06.10.2009



Gdyby ktoś był ciekaw - to cudo zdetronizowało Maga :D
http://szczerze-o-ksiazkach.blogspot.com/2016/06/najlepsza-ksiazka-swiata-mapa-czasu.html

niedziela, 24 lipca 2016

Baśnie barda Beedle'a - minirecenzja

Choć nie jestem wielką fanką Harry'ego Pottera (przynajmniej na tę chwilę - IV tom in progress), gdy tylko dowiedziałam się o istnieniu Baśni barda Beedle'a, wiedziałam, że muszę je przeczytać - to obecnie szalenie rozchwytywana... i droga książka  (kosztuje od kilkudziesięciu do nawet 300zł (!!!)), a ja chciałam się dowiedzieć dlaczego.

Na wstępie zaznaczam, że Baśnie... czytałam w formie ebooka i... bardzo dobrze. Chyba bym się popłakała, gdybym za coś takiego zapłaciła tyle pieniędzy. Z tego co widzę, książka jest naprawdę bardzo ładnie i porządnie wydana, ale to nie zmienia faktu, że jest cieniutka - to zaledwie 5 króciutkich baśni z równie krótkim komentarzem Dumbledore'a i pewnie trochę ilustracji.

Jakość treści też nie powala. Baśnie są po prostu zbyt krótkie. Zanim któraś z nich mnie porządnie wciągnęła... skończyła się. Wspomniany komentarz też nie był tym, czego oczekiwałam. Raczej były w nim odwołania do historii danej baśni, o których mogła opowiedzieć każda inna postać, brakowało mi tu czegoś, dzięki czemu czułabym, że to właśnie zapiski Dumbledore'a.

Poza tym, baśnie były całkiem przyjemne. Tak jak mugolskie opowieści o Czerwonym kapturku czy Kopciuszku, nosiły za sobą morał, choć oczywiście dostosowany do czarodziejskiej rzeczywistości, (np. jedna z bajek uczyła szacunku do mugoli). Ich zaletą jest różnorodność, każda z nich jest inna i uczy czego innego. Mi najbardziej przypadła do gustu ostatnia z baśni - przeczytajcie a zrozumiecie dlaczego.

Jeśli macie wolną godzinkę (lub nawet nieco mniej) i kochacie świat Harry'ego Pottera, możecie śmiało brać się za lekturę. Nie oczekujcie jednak cudów. To, że ta książka jest obecnie tak popularna i trudno dostępna jest spowodowane raczej jej niewielkim nakładem, nie wybitną treścią. Czy warto wydać na nią worek złotych galeonów? Jeśli Harry Potter to wasze całe życie i macie wszystko co jest z nim związane, to i tej pozycji nie może zabraknąć u was na półce. W innym przypadku myślę, że ebook wystarczy.

Moja ocena:6/10




Tytuł:Baśnie barda Beedle'a
Autor:J.K Rowling
Wydawnictwo:Media rodzina
Data wydania:13.12.2007






Czytaliście? Posiadacie swój egzemplarz? 

czwartek, 21 lipca 2016

Zanim się pojawiłeś - recenzja


Do sięgnięcia po Zanim się pojawiłeś zachęciła mnie masa pozytywnych recenzji oraz zwiastun ekranizacji, który do złudzenia przypominał mi uwielbianych przeze mnie Nietykalnych. Choć z reguły nie czytam książek tego typu, coś mi podpowiadało, że ta mi się spodoba. Czy miałam rację? I tak i nie.

Nie wiem czy jest sens mówić cokolwiek o fabule w przypadku tej powieści, bo chyba każdy choć trochę ją kojarzy. Więc tak w skrócie – dwudziestosześcioletnia Lou wiedzie spokojne życie. Pracuje w kawiarni, ma kochającą rodzinę i chłopaka Patricka. Wszystko zmienia się, gdy Louisa traci pracę. Po wielu próbach, dziewczyna zostaje ostatecznie zatrudniona u rodziny Traynor (nie mam pojęcia czy i jak to się odmienia :D). Musi dotrzymywać towarzystwa i opiekować się trzydziestoparoletnim niepełnosprawnym Willem, zdesperowanym po swoim wypadku.Jak sobie poradzi? Czy złapie wspólny język z Willem?

Największą zaletą Zanim się pojawiłeś jest humor. Choć książka porusza trudną tematykę – niepełnosprawność, samotność, humoru jest w niej co niemiara. Nie tylko nie raz wywołał uśmiech na mojej twarzy, ale też kilkakrotnie sprawił, że zaśmiałam się na głos, co przy książkach raczej mi się nie zdarza. Ale humor to dialogi, a dialogów nie byłoby bez bohaterów. Ci Moyes wyszli świetnie. Autorka skupiła się nie tylko na kreacji głównych bohaterów, ale też tych pobocznych, co uważam za duży plus. Do teraz mam przed oczami wyżyłowanego Patricka, ubranego w najlepszą odzież sportową, rozmawiającego z kolegami o nadchodzącym maratonie. Obawiałam się, że nie polubię się z Lou, bo zwykle główne bohaterki przez swoją głupotę i naiwność stają się obiektami mojej nienawiści, jednak tu było inaczej. Ok, początkowo Louisa nieco mnie irytowała przez swoją niedojrzałość, jaką wykazała się po utracie pracy, ale później było już zdecydowanie lepiej. Bez żadnych problemów ją tolerowałam i nawet nieco polubiłam. Will to co innego. On od razu zawładnął moim sercem. Potrafił śmiać się z siebie, był inteligentny, ironiczny, dokładnie taki jak lubię.

Autentyzm. Tego brakuje mi w wielu książkach. Zwykle wszystko dzieje się w nich tak szybko, a to się dzieje, jest tak nie realne, że aż szkoda czytać. U Moyes jest inaczej. Autorka nie sili się na jakieś przesadne zwroty akcji. Tworzy historię, która może się wydarzyć niemalże każdemu. I to właśnie jest piękne, to dlatego stała się tak poczytną pisarką. Sama nie raz przyłapałam się podczas lektury na rozmyśleniach typu: „ilu ludzi jest w podobnej sytuacji? Zanim się pojawiłeś nie tylko bawi, relaksuje, ale i niesie za sobą przesłanie

Dość dziwnie czytało mi się tę książkę. W zasadzie nie czułam, że ją czytam, że poznaję bohaterów. Po prostu miałam uczucie, że też tam jestem i to wszystko widzę. Niestety nie jestem przekonana, czy to zaleta. Po tym zakończeniu.... Ale od początku. Wiedziałam CO ma się wydarzyć na końcu powieści (po tak długo trwającym okresie zachwytów nad nią, chyba nie dało się uniknąć spoilerów), jednakże nie wiedziałam JAK. Gdy już się dowiedziałam... no, nie tego się spodziewałam. Nie mogę przetrawić tego zakończenia. Sporo osób mówiło, że Zanim się pojawiłeś ich wzruszyło. Ktoś jest ciekaw jak to wyglądało u mnie? Ja jedynie uniosłam brwi wysoko do góry nie mogąc uwierzyć, że coś takiego właśnie ma miejsce. Zakończenie jest straszne. Inaczej nie potrafię go nazwać. Przez nie znienawidziłam jednego z bohaterów powieści i myślę, że nie jestem jedyna.

Powieść Moyes bardzo mi się spodobała – otworzyła mi oczy na świat, rozbawiła mnie i sprawiła, że na parę godzin przeniosłam się do innego miejsca. Poza tym – hej – daję jej aż 8/10, co jak na mnie jest szalenie wysoką oceną. Naprawdę mi się spodobała. Jednak zakończenie jest dyskwalifikujące. Nie mam w planach sięgnąć po kolejny tom. Wiem, że nie dostanę w nim tego, co bym chciała, więc nie, po prostu...


Moja ocena:8/10






Tytuł:Zanim się pojawiłeś
Autor:Jojo Moyes
Wydawnictwo:Świat książki
Data wydania:05.01.2012





A co Wy sądzicie o zakończeniu? Też nie możecie się z nim pogodzić?

poniedziałek, 18 lipca 2016

Jedno wielkie WOW - "Palacz zwłok" - recenzja

Myślicie, że lektura (około pierwszej w nocy) opowiadania o grzebaniu ludzi żywcem (typowy Poe ♥) sprawiła, że odstawiłam książki poruszające tematykę śmierci? Jesteście w błędzie. Chciałam na moment odpocząć od fantastyki, którą ostatnio męczę na okrągło i sięgnąć po coś zupełnie innego. Wybór padł na „Palacza zwłok” Ladislava Fuksa.

Pierwszy zaintrygował mnie tytuł, a potem opis. Powieść Fuksa przedstawia historię Karola Kopfrkingla, pracownika krematorium, czyli tytułowego palacza zwłok, człowieka szalenie miłego, dobrego i ciepłego (nie, to nie żart z jego pracy, ten będzie później). No po prostu mężczyzna do rany przyłóż. Abstynent, niezwykle dba o pracowników, rodzinę, a ukochaną żonę nazywa „moja delikatna”. Człowiek absolutnie bez skazy. Do czasu. Jak głosi opis książki, ludzie dobrzy, to tacy, którym udało się uniknąć sytuacji, w które wyzwoliłyby w nich zło, a ono, jak się okaże, kryje się nawet w naszym poczciwym Karolu Kopfringlu....

Powieść jest króciutka (mi przeczytanie jej zajęło jeden dzień, oczywiście nie cały) i czyta się ją bardzo przyjemnie. Początkowo przedstawione są w niej zwykłe, codzienne sprawy z życia Karola, w tym sporo niuansów dotyczących jego pracy. Myślę, że każdy kto jara się ( :D ) kremacją i ogólnie śmiercią, powinien być usatysfakcjonowany. Sama dowiedziałam się wiele o tym procesie od technicznej strony oraz poznałam poglądy zwolenników tego typu pochówku. Powieść Fuksa ma też filozoficzną stronę pod postacią przemyśleń o śmierci. Karol nie raz powtarza, że w życiu nie ma nic pewnego, prócz śmierci, wyraża swoje poglądy na temat tego co może być po śmierci a także przedstawia, dlaczego kremacja jest lepsza od zwykłego grzebania w ziemi.

Przed nami jest ciemność po nas jest ciemność, to życie jest tylko chwilą między dwoma mrokami nieskończoności

Ale, ale – pewnie wszyscy czekają na tą (chyba) ciekawszą część „Palacza zwłok”, czyli moment w którym wyszła zła natura głównego bohatera. No cóż. Ja też czekałam. Ba! Nawet myślałam, że się nie doczekam. Powiem jedynie tyle, że WARTO było tak długo czekać. Nie chcę zbyt wiele zdradzić, żeby nie pozbawić nikogo przyjemności czytania, dlatego napiszę jedynie tyle, że przemiana Karola miała podłoże polityczne i nieco przypominała mi to, co działo się w „Roku 1984”. Choć nie przepadam za polityką zarówno ogólnie, jak i w książkach, to ostatecznie muszę przyznać, że gdyby tytułowy palacz zwłok stał się zły z innego powodu, książka Fuksa nie byłaby tak dobra. Dlaczego? Tego dowiecie się gdy dobrniecie do ostatniej strony jego powieści.

Zakończenie „Palacza zwłok” mnie zmiażdżyło. Było zaskakujące, poruszające i zapierające dech w piersiach. A owa ostatnia strona? Podejrzewałam, że Fuks tak to rozwiąże, lecz mimo to, ciągle mówiłam sobie „nie, no, nie zrobi tego”. No i zrobił. Zakończenie było... po prostu wow.


Komu „Palacz zwłok” powinien przypaść do gustu? Przede wszystkim pasjonatom śmierci lub osobom choć trochę zainteresowanym tą tematyką, miłośnikom książek psychologicznych, osobom interesującym się II wojną światową, Hitlerem i każdemu, kto lubi mocne, szokujące zakończenia. Szczerze powiedziawszy, gdy byłam nieco za połową powieści, chciałam dać jej 6/10. Była to dla mnie ot zwyczajna obyczajowa powieść, bo inaczej jej na ten moment określić nie mogłam. Fajne nawiązania do śmierci i nic poza tym. Jednak późniejsze wydarzenia sprawiły, że daję jej 8/10. I to w pełni zasłużone. Jeśli macie jakiś wolny, dłuższy wieczór, bierzcie się za tę powieść, nie jest łatwa, ale nie pożałujecie.

Moja ocena: 8/10





Tytuł:Palacz zwłok
Autor:Ladislav Fuks
Wydawnictwo:Agora SA
Data wydania:02.12.2011





Czytam obecnie trochę więcej niż na początku miesiąca, ale coś czuję, że będę mieć niezłego kaca po tej książce. A Wy co ciekawego czytacie?

piątek, 15 lipca 2016

[PRZEDPREMIEROWO] - "Mechaniczny" I.Tregillis - recenzja

Motyw niewolnictwa pojawia się w literaturze dość często. Kultowe „Przeminęło z wiatrem”, „Jądro ciemności”, a także inne powieści mówiące o wyzyskiwaniu czarnoskórych czy słabszych są tego doskonałym przykładem. Nie znałam jednak jeszcze książki fantastycznej poruszającej tę tematykę. Do teraz, do chwili, gdy w moje ręce trafił Mechaniczny Iana Tregillisa przedstawiający historię Jaxa – niewolnika, który postanowił się zbuntować. Niewolnika, który był klakierem – mechanicznym człowiekiem napędzanym mocą alchemii.




Z chwilą powstania klakierów wybuchł konflikt pomiędzy Holandią, pragnącą wykorzystać mechanicznych do celów militarnych, a Francją, nastawioną bardziej pokojowo, przekonaną, że każdy ma prawo do wolności, nawet jeśli jego ciało składa się z metalu, a nie krwi i kości. Mimo że od momentu stworzenia pierwszego klakiera minęło blisko trzysta lat, spór nadal trwa. W jego tle zostają ukazane losy wspomnianego Jaxa, zbuntowanego mechanicznego, ale nie tylko. W powieści można wyróżnić jeszcze dwa inne wątki – pastora Luuki Vissera, skrywającego niejeden mroczny sekret, a także porywczej wicehrabiny Berenice, specjalistki od klakierów. Czy Jax stanie się wolny? Czy losy tych bohaterów się skrzyżują?

Skłamałabym pisząc, że Mechaniczny od razu mnie wciągnął. Przebrnięcie przez pierwsze 150-200 stron było dla mnie nie lada wyzwaniem. Powieść okazała się czymś innym niż się spodziewałam. Dominacja wątku politycznego, w tym ogrom dywagacji o konflikcie między wspomnianymi mocarstwami, sprawiła że długo nie mogłam się odnaleźć w powieści Tregillisa. Wszystko to było dla mnie zbyt zawiłe, pełne niedomówień i po prostu nudne. Sytuacji nie poprawiło też ciągłe „skakanie” między trzema wiodącymi wątkami – Jaxa, Berenice i pastora Vissera. Niekiedy po powrocie do historii któregoś z bohaterów zapominałam, co wydarzyło się w niej wcześniej. Dopiero później, gdy doszło do wyczekiwanego przeze mnie buntu klakiera, wszystko zaczęło się klarować. Akcja przyspieszyła, nie było też już tyle zbędnych, przegadanych scen. Muszę przyznać, że dopiero w tym momencie Mechaniczny naprawdę mnie zaciekawił i mi się spodobał. Wszystkie trzy wątki się rozwinęły i zaczęły podążać w zaskakującym kierunku. Chciałabym wybrać ten, który podobał mi się najbardziej, ale nie potrafię. Losy Vissera śledziłam z zapartym tchem, dzięki zwalającym z nóg zwrotom akcji, historia Jaxa zauroczyła mnie możliwością poznania psychiki klakiera, a Berenice... to po prostu Berenice – świetnie wykreowana postać, kobieta ostra, choć zdolna do głębszych uczuć, a więc reprezentantka mojego ulubionego typu bohaterek.

Tregillis wymyślił sobie mechanicznego człowieka – jest cały z mosiądzu, na czole ma niewielki otwór, a w jego wnętrzu znajdują się liczne zębatki, trybiki i inne części, które poddane działaniu alchemii, sprawiają, że żyje. Inni pisarze też często tworzą bohaterów niebędących ludźmi, ale czy wychodzi im to tak świetnie jak autorowi Mechanicznego? Nie powiedziałabym. Zwykle kończy się jedynie na opisie wyglądu. Tregillis postąpił inaczej. Wyraźnie podkreślał siłę i wytrzymałość mechanicznych istot, stworzył geas, czyli palącą (dosłownie) potrzebę wypełnienia narzuconego obowiązku, ich własne pozdrowienie, a nawet mowę za pomocą przeróżnych postukiwań. Słowem – zadbał o każdy, nawet najmniejszy szczegół. Dzięki temu czuć, że główny bohater powieści faktycznie jest mechaniczną istotą, że różni się od zwykłych ludzi. Wielkie brawa dla Tregillisa.






O ile nad fabułą, twórca Mechanicznego powinien trochę po pracować, o tyle kreacji bohaterów można by się od niego uczyć. Jestem pod wrażeniem łatwości i lekkości z jaką to robi. Moja ulubienica to niezaprzeczalnie Berenice. Już od pierwszych słów, jakie wypowiedziała, wiedziałam, że przypadnie mi do gustu. Okazała się silną, niezależną bohaterką, tak rzadko spotykaną w literaturze. Więcej zdradzać nie będę, lepiej poznajcie ją sami. Obiecuję, że się polubicie.


Mam nadzieję, ze to serduszko pojawia się również w wersji finalnej ♥

Mechaniczny nie jest rewelacyjną książką, raczej średniakiem. Pierwsze strony mnie nie zaciekawiły, ale z perspektywy czasu uważam, że są niezbędne do zrozumienia fabuły w tym i w przyszłych tomach. Druga część książki to już coś zupełnie innego – trzy różne, niepowtarzalne wątki z jednym wspólnym motywem klakierów, bo to o nich w gruncie rzeczy jest ta powieść. Skoro już wszystko co trzeba wiedzieć o mechanicznych i konflikcie między Francją a Holandią zostało wyjaśnione, żywię ogromną nadzieję, że w kolejnym tomie autor skupi się bardziej na akcji, bo co do niej nie mam wielu zarzutów poza tym, że rozwinęła się zbyt późno. Pomimo moich wielu zastrzeżeń, uważam, że Mechaniczny okazał się być godnym początkiem tej nowej – miejmy nadzieję – wspaniałej serii. Zakończenie jest naprawdę obiecujące, dlatego z niecierpliwością czekam na kolejne części przygód Jaxa, Berenice i Vissera.

Moja ocena:7/10

Recenzja powstała we współpracy z portalem efantastyka.pl 



Za egzemplarz recenzencki jeszcze raz dziękuję wydawnictwu SQN! 






Tytuł:Mechaniczny
Autor:Ian Tregillis
Wydawnictwo:SQN 
Data wydania:20.07.2016




To jak, czekacie na premierę? ☻ 

środa, 13 lipca 2016

Awangarda, szaleństwo, kontrowersja - recenzja "Dobrego trolla"

Książka może Ci się podobać, lub nie. Możesz ją uważać za genialną, dobrą, przeciętną, lub po prostu słabą. Jednak nie wszystkie książki można ocenić w ten sposób. Istnieją takie, które można jedynie kochać, lub nienawidzić, nie ma nic pomiędzy. Absolutnym ewenementem pod tym względem jest „Dobry Troll”, Jasia Kapeli, który w przedziwny sposób, zarówno balansuje na krawędzi wybitnej, jak i fatalnej książki, ale i jest nimi równocześnie. Dlaczego? Zapraszam do dalszej lektury.

Głównym bohaterem „Dobrego Trolla”, jest Janusz Małolepszy. Poznajemy jego historię od momentu poczęcia (opisanego swoją drogą dosyć niesmacznie), aż do chwili, gdy jest sławnym i bogatym dwudziestolatkiem. W ten sposób możemy prześledzić jego życie, spróbować zrozumieć, dlaczego stał się trollem oraz na czym tak właściwie polegało jego trollowanie. Jednak to raczej nie losy głównego bohatera są tutaj najważniejsze, lecz to, co zostało wplecione w tę opowieść. Jest to ogrom przemyśleń, opinii, wniosków, dotyczących...tak naprawdę wszystkiego. Autor, bo myślę, że spokojnie można utożsamiać wyrażone w książce poglądy, ze zdaniem Kapeli, poddaje krytyce system edukacji, który zabija w uczniach kreatywność, opisuje relacje międzyuczniowskie, porusza tematy polityczne, ekonomiczne - pisze o absurdzie, jakim jest głód i otyłość na świecie, pokazuje stanowisko większości Polaków wobec transplantologii, porusza problem trollingu, nie tylko w internetowej wersji i wiele, wiele innych. Oczywiście w książce nie brakuje odwołań do religii. Główny bohater za sprawą pewnego incydentu, staje się wrogiem Kościoła (choć po tym, czego był świadkiem, myślę, że można go zrozumieć). Uważa, tak jak Karol Marks, że religia to „opium dla mas”, dziwi się, że w w dzisiejszych czasach, jest tak wiele osób wierzących. Wyśmiewana jest również osoba Jana Pawła II, choć ciężko jest powiedzieć, czy jest to wyśmiewanie, wyśmiewanie się, z wyśmiewania, a może po prostu zwykła prowokacja? To już zostawiam do indywidualnej oceny.

Z początku książka nawet mi się podobała, była napisana z humorem i to takim niewymuszonym. W niektórych sprawach zgadzałam się z głównym bohaterem, szczególnie bliska była mi opinia Janusza o zakończeniu lektury dla dzieci „O psie, który jeździł koleją”. Później było już tylko gorzej. Głównemu bohaterowi udaje się zyskać sławę. Ale to, w jaki sposób ją zdobył, a później powiększał, jest tak nieeleganckie, nieapetyczne i prostackie, że chwilami zastanawiałam się, dlaczego ja w ogóle tracę czas i czytam coś takiego?

Książka ta, bardzo kojarzy mi się z „Ferdydurke” Gombrowicza. Niby czyta się ją dobrze, szybko, ma całkiem przyjazny język, ale później coś jest nie tak. Okazuje się, że akcji praktycznie nie ma, a książka, może i porusza bardzo ważne kwestie, ale są one zakopane pod grubą warstwą czegoś...dziwnego. Infantylności, szaleństwa, próby ogłupienia i poniżenia czytelnika, czegoś co większość ludzi, nie ośmieliłaby się nazwać nie tyle dobrą, ale i jakąkolwiek literaturą. Uważam, że autor jest naprawdę mądrym człowiekiem, który potrafi obserwować i analizować to, co się dzieje w naszym społeczeństwie, z jakimi problemami się borykamy, ale sposób, w jaki postanowił je przedstawić, był strzałem w stopę. „Dobry Troll”, jest przykładem na to, że kontrowersja, nie zawsze znaczy sukces, bo...czy słyszeliście kiedykolwiek o tej książce? Ja jedynie przez mgłę kojarzyłam okładkę, poza tym nic więcej. Sądzę, że gdyby autor dołączył do swoich przemyśleń i wniosków jakąś sensowną (!) fabułę, która nie przypomina wygłupów dziecka z podstawówki (tutaj znów mowa o pomyśle Janusza na zdobycie sławy), jego książka, zyskałaby większą popularność i zostałaby zdecydowanie lepiej odebrana.

Okładka „Dobrego Trolla” jest specyficzna. Kontrowersyjna i przyciągająca wzrok, więc niby swoje zadanie spełnia. Nie zmienia to jednak faktu, że mogłaby być zdecydowanie ładniejsza. Tak naprawdę, zamiast na nowoczesną i świeżą, wygląda na przestarzałą, niczym z lat 90, wykonaną przez kiepskiego grafika (mam tutaj na myśli oczywiście przeróbkę wizerunku księdza). Na pierwszy rzut oka, intryguje i zachęca, lub stanowczo zniechęca do przeczytania, w zależności od poglądów religijnych. Gdy popatrzy się na nią dłużej, rzuca się w oczy słabe wykonanie, zły dobór kolorów i nieładna czcionka. Przy obecnym rozwoju technologicznym, gdzie okładki są hologramowe, mają matowe i/lub połyskujące wykończenia, wypukłe, wklęsłe elementy, posiadają kolorowe boki stron itd., dało się zrobić o wiele bardziej efektowną i może nawet jeszcze bardziej szokującą okładkę, ale niestety otrzymujemy to, co otrzymujemy.

Fanom „Ferdydurke” poleciłabym „Dobrego Trolla”, całej reszcie raczej nie. Osobom bardzo religijnym również ją odradzam. Komu więc powinna się spodobać? Osobom niebojącym się awangardy, zabawy słowem i przeróżnych dziwactw oraz lubiącym, gdy książka ma drugie dno. Wbrew pozorom, to nie jest łatwa lektura, przynajmniej, jeżeli poza samym przeczytaniem książki, chce się ją jeszcze zrozumieć. Część przemyśleń jest podana wprost, ale są i takie, do których trzeba dogrzebać się, przez dosyć szaloną treść. To naprawdę nietypowa książka, której nie da się jednoznacznie ocenić. Wszystko zależy od indywidualnych poglądów i wyrozumiałości na inność w literaturze. Ta książka to prawdziwa jazda bez trzymanki, jesteście gotowi zaryzykować?

Moja ocena: 4/10





Tytuł:Dobry troll
Autor:Jaś Kapela
Wydawnictwo:Krytyka polityczna
Data wydania:10.05.2015



Lubicie takie książkowe wynalazki czy raczej nie bardzo?  Bo ja niestety się z nimi nie polubiłam :(


PS: "Mechaniczny" przeczytany, zrecenzowany. Recenzja na blogu pojawi się pewnie za parę dni.

piątek, 8 lipca 2016

W każdym kryje się zło - „Rogi" J.Hill - recenzja

Dzisiaj recenzja Rogów J.Hilla, ale zanim to, 3 sprawy:

1. Jest już 8 lipca, a ja przeczytałam zaledwie jedną książkę. Dopadła mnie jakaś niemoc czytelnicza, sama nie wiem dlaczego. Ale już się wzięłam do roboty i zaczęłam czytać kolejny tom HP. Teraz robię sobie przerwę i zabieram za Mechanicznego Iana Tregillisa. Książka swoją premierę ma dopiero 20 lipca (czyli za 12 dni), więc jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, recenzja pojawi się jeszcze przed premierą. Trzymajcie kciuki!

2.Pod ostatnimi dwoma postami pojawiła się masa komentarzy. Baaaardzo dziękuję! :* Z każdego komentarza cieszę się jak dziecko. Przy okazji (kto jeszcze tego nie robi), podawajcie w komentarzach linki do swoich blogów, na pewno zajrzę!

3.Trzecia i chyba najmniej ważna sprawa, ale myślę, że warto to w końcu napisać. Jak zauważyliście lub nie, recenzji pojawia się więcej niż przeczytanych przeze mnie książek danego miesiąca. Dlaczego? Po prostu, mam trochę recenzji w zapasie (powstałych pierwotnie na inne potrzeby niż blog), dlatego co jakiś czas wrzucam też i takie.

No dobra, koniec gadania. Zapraszam na recenzję.

Anioły, demony, walka dobra ze złem – to jeden z moich ulubionych motywów w literaturze fantastycznej, dlatego gdy tylko przeczytałam opis zamieszczony z tyłu Rogów, wiedziałam, że książka Joego Hilla przypadnie mi do gustu. Apetyt zaostrzyła wiadomość, że jest on synem Stephena Kinga. A jak to wszystko wyglądało w rzeczywistości?

Ignatius Perrish nie może zaliczyć minionego roku do udanych. To właśnie wtedy brutalnie zgwałcono i zabito jego dziewczynę, Merrin. Od tego czasu chłopak jest załamany i nie może się odnaleźć w tej nowej, tragicznej rzeczywistości. Co gorsza, to on został oskarżony o morderstwo, a w jego winę wierzy cała rodzina. A to dopiero początek problemów. Pewnego dnia Ig budzi się skacowany i nie pamięta, co robił poprzedniej nocy. Co więcej, na swojej głowie dostrzega diabelskie rogi. Dzięki nim ludzie, których spotyka na swojej drodze, chętnie zwierzają mu się ze swoich najstraszniejszych myśli. Ig postanawia wykorzystać nową umiejętność, odnaleźć prawdziwego oprawcę ukochanej i wymierzyć sprawiedliwość.

Akcja powieści rozgrywa się na wielu planach czasowych. Obejmuje między innymi dzieciństwo i młodzieńcze lata Iga, czyli czas, kiedy poznał Merrin i swojego przyjaciela Lee. Autor poświęca dość dużo uwagi tym wydarzeniom i bardzo mi się to spodobało. Dzięki temu książka momentami przypomina nieco młodzieżówkę, ale raczej z tych pokroju Przygód Tomka Sawyera, o chłopięcych psotach, a nie kolejną mdłą opowieść o równie mdłej miłości. W Rogach przedstawiony jest też późniejszy okres życia Iga, gdy już związał się z Merrin, aż do dnia, w którym utracił ją na zawsze. Wszystko to umożliwia prześledzenie losów głównego bohatera oraz samodzielne odkrycie, kto i dlaczego mógł zabić dziewczynę. Początkowo trochę obawiałam się tego „skakania” od wydarzeń dziejących się teraz do przeszłości. Na szczęście Hill przedstawił to wszystko bardzo przejrzyście, tak, że po prostu nie da się tu pogubić.

Bardzo spodobało mi się, że w Rogach nic nie jest czarne, ani białe. Weźmy choćby głównego bohatera, Iga. Ma diabelskie rogi, ludzie powierzają mu swoje mroczne sekrety, z czasem zdobywa też więcej tego typu umiejętności. Mimo to w gruncie rzeczy wcale nie jest zły, choć nie należy też do szczególnie szlachetnych bohaterów. Podobnie sytuacja wygląda w przypadku Lee, jego przyjaciela, którego losy również są przedstawione w powieści. Zjawisko, o którym piszę, dotyczy także nastroju panującego w Rogach. Początkowo jest to nawet zabawna książka. Ig poznaje myśli wielu osób i są one, jak to myśli, bezpośrednie, momentami niecenzuralne, ale też przez to prawdziwe i pełne humoru. Nagle następuje zupełna zmiana klimatu. Ig dowiaduje się co o nim sądzą najbliżsi, którzy uważają go za mordercę Merrin i życzą mu jak najgorzej. Atmosfera z lekkiej i przyjemnej staje się po prostu smutna, ale powieść, wiele dzięki temu zyskuje.

Lee, Lee, Lee. Najlepiej wykreowana postać w tej książce i jeden z najciekawszych bohaterów literackich, jakich miałam przyjemność poznać, bardzo tajemniczy, o złożonej osobowości. Nawet po przeczytaniu Rogów nie jestem w stanie wymienić jego wszystkich cech i domyślam się, że nie byłby w stanie zrobić tego nawet Ignatius, jego wieloletni przyjaciel. Lee wzbudził moją sympatię, zaciekawienie, niechęć i wiele innych, skrajnych emocji. To zdecydowanie najbarwniejsza postać w tej powieści, myślę, że choćby dla niego warto po nią sięgnąć.

Jak wspomniałam na początku, Joe Hill jest synem Stephena Kinga. W Rogach zauważyłam delikatne wpływy twórczości tego drugiego, ale tylko delikatne. Duży plus dla autora Rogów za to, że nie podpisuje się nazwiskiem ojca. Widać, że nie chce odcinać kuponów od jego kariery, tylko zrobić własną dzięki ciężkiej pracy, a to się chwali.

W Rogach jest według mnie trochę za mało... rogów. Pojawiają się na głowie Iga nie wiadomo jak i po co, a szkoda, bo myślę, że dałoby się ciekawie rozwinąć ten wątek wyjaśnić go. Uważam to wręcz za konieczne, biorąc pod uwagę fakt, że rogi zajmują honorowe miejsce zarówno w tytule, jak i na okładce, stając się niemal jednym z bohaterów tej książki. Niestety, jest jak jest. Skoro już poruszyłam kwestię okładki, nie mogę jej nie pochwalić. To jeden z nielicznych przypadków, kiedy to okładka wersji filmowej tak bardzo mi się podoba. Jest dosyć minimalistyczna, ale mimo to zwracająca uwagę, głównie dzięki doborowi kontrastujących barw i rogatemu, wszystkim dobrze znanemu Danielowi Radcliffe'owi.

Rogi to hybryda thrillera, horroru i fantastyki z domieszką młodzieżówki. Na upartego można by tam znaleźć też elementy książki psychologicznej, bo Hill poruszył bardzo ważna sprawę – w każdym kryje się zło. Do tego przystępny język, wartka akcja i budzący sympatię bohaterowie. W Rogach naprawdę każdy znajdzie coś dla siebie. Może to i nie czytelnicza uczta ani książka, którą będzie się wspominać latami, ale myślę, że i tak warto zainteresować się tą pozycją. 

Moja ocena:7/10

Recenzja powstała we współpracy z portalem efantastyka.pl 


Za egzemplarz recenzencki jeszcze raz dziękuję wydawnictwu Prószyński i S-ka! 





Tytuł:Rogi
Autor:Joe Hill
Wydawnictwo:Prószyński i S-ka
Data wydania: 31.10.2014



Czytaliście Rogi albo coś innego Hilla? Ja zastanawiam się nad NOS4A2, polecacie?

wtorek, 5 lipca 2016

" Ta książka nauczyła mnie, że czytać to bardziej żyć, to żyć intensywniej" - recenzja "Cień wiatru" C.R Zafon

Po trylogię Zafona miałam sięgnąć już dawno. Bardzo pozytywne recenzje, śliczne okładki i intrygujące opisy jednak mnie nie przekonywały, bo zawsze było coś pilniejszego do przeczytania. Do tego doszły obawy, czy może przypadkiem te książki nie są przereklamowane, jak choćby słynna Dziewczyna z pociągu? Wreszcie, w tę wakacyjną porę odważyłam się sięgnąć po dzieło Zafona, jakim jest Cień wiatru. Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że nie jest ani trochę przereklamowane. Jest to książka tak dobra, jak mówią, a nawet lepsza.

Barcelona, rok 1945. Młody Daniel Sempere zostaje zabrany przez swojego ojca, właściciela księgarni na Cmentarz Zaginionych Książek. Chłopak musi wybrać jeden z tomiszczy i się nim zaopiekować. Wybór pada na... Cień wiatru autorstwa Juliana Caraxa. Zaintrygowany Daniel próbując poznać twórczość tego autora, nieumyślnie wplątuje się w zawiłą, niebezpieczną intrygę sięgającą jeszcze do czasów przedwojennych.

Ten, kto kocha naprawdę, kocha w milczeniu, uczynkiem, a nie słowami

Gdy zaczęłam czytać Cień wiatru miałam pewne obawy. Książka była ładnie napisana, klimatyczna, ale nie wciągnęła mnie tak, jak oczekiwałam. Na szczęście z czasem akcja bardziej się rozwinęła z zdecydowanie przyspieszyła. Myślę, że świetnie zaczęłam lipiec, bo w czerwcu czepiałam się właściwie każdej książki, a już największe zastrzeżenia miałam co do fabuły – bo za prosta, zbyt oczywista czy przewidywalna. Tutaj jest zupełnie inaczej. Cień wiatru to książka z potężną fabułą. Nie taką nie do przejścia, ale też nie najłatwiejszą. Łączą się tu losy żyjącego współcześnie Daniela oraz pisarza Juliana Caraxa, gdy ten był jeszcze młody. Całość może sprawiać problemy młodym czy początkującym czytelnikom, bo jest tu sporo nazwisk czy faktów, o których po prostu trzeba pamiętać.

Co prawda opis Cienia wiatru czytałam wieki temu, ale nie kojarzyłam, by była tam mowa o mozaice gatunków, jaką jest. Właśnie zerknęłam, że powieść Zafona jest zakwalifikowana do literatury współczesnej i jak najbardziej zgadzam się z tym przyporządkowaniem. Bo gdzie indziej przypisać powieść detektywistyczną z przyjemnym, delikatnym wątkiem miłosnym, elementami horroru i kryminału, której to akcja dzieje się po II wojnie światowej, a momentami jakieś dwadzieścia lat wcześniej? Jakieś pomysły? Kompletnie nie spodziewałam się, że w pozycji znajdę aż tyle. Obecności wątku miłosnego się domyślałam, ale cała reszta, a już zwłaszcza przeróżne sceny grozy obecne w powieści, były dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Przyznam, że chwilami wywołały u mnie strach, z czym nie poradził sobie King, przynajmniej w dwóch pozycjach, po które miałam okazję sięgnąć.

Ta książka nauczyła mnie, że czytać to bardziej żyć, to żyć
intensywniej

I z kreacją bohaterów Zafon poradził sobie wspaniale. Może główny bohater – Daniel był nieco bezbarwny, ale Ferminowi czy Caraxowi udało się podbić moje serce. Ten pierwszy okazał się niezwykle przyjacielskim, dobrym człowiekiem, skłonnym do filozoficznych rozmyślań i sprośnych żartów. Julian Carax to z kolei zupełnie inna postać – kwintesencja wrażliwości i tajemniczości.


Wcześniej zachwyty na temat twórczości Zafona przyjmowałam z przymrużeniem oka.Teraz stanowczo się pod nimi podpisuję. Cień wiatru to przepiękna, tajemnicza, choć momentami smutna powieść. Tak ogromna ilość tematów, jakie podejmuje sprawia, że zdecydowanie każdy znajdzie coś w niej dla siebie. Wątkiem wiodącym jest są tutaj mimo wszystko książki, a więc to pozycja obowiązkowa dla każdego ksiażkoholika. Jeśli ktoś jeszcze nie zauważył – polecam!

Moja ocena:8/10







Tytuł:Cień wiatru
Autor:Carlos Ruiz Zafon
Wydawnictwo:MUZA SA
Data wydania: 13.10.2009





Nie mogę się doczekać, aż sięgnę po kolejne tomy. Czytaliście tę trylogię? A może znacie coś podobnego? Piszcie! :)

sobota, 2 lipca 2016

Pierwsze spotkanie z Harrym Potterem - recenzja Harry Potter i Kamień Filozoficzny

Do grupy książek powszechnie znanych i lubianych (z naciskiem na „lubianych”) należy niewątpliwie seria o Harrym Potterze. Sięgając po pierwszy tom tego cyklu obawiałam się, że mi się nie spodoba, że będę jedyną, która nie pokochała Harry'ego. Okazało się, że jestem pod tym względem zupełnie taka sama jak inni i... wyjątkowo dobrze mi z tym.

Harry Potter i Kamień Filozoficzny to moim zdaniem zaledwie wstęp do przygód tytułowego bohatera. Jest z nim ukazane jak Harry opuszcza swój dom i przybywa do Hogwartu. Już w tym miejscu muszę wspomnieć o pierwszej zalecie powieści Rowling – autorka na bieżąco wyjaśnia wszelkie zasady rządzące światem magii, pojęcia (np. mugol) i inne. Niby nic takiego, prawda? A jednak sporo autorów o tym zapomina (lub chce uprzykrzyć życie czytelnikom pod przykrywką budowania napięcia) i niezbyt chętnie tłumaczy swojemu odbiorcy o co właściwie chodzi w stworzonym przez niego świecie.

A co jeszcze jest w powieści Rowling? Rzecz jasna wątek tytułowego kamienia filozoficznego. Przyznam, że to jeden z moich ulubionych motywów z literaturze (jak słyszę „kamień filozoficzny”, zaświecają mi się oczy, serio), dlatego mocno się na nim skupiłam i niestety przeżyłam zawód. Tej książce po prostu przydałoby się dodatkowe 100 stron (jeśli nie więcej). Rowling postarała się, aby w pierwszym tomie przekazać czytelnikowi wszystko, a przynajmniej większość tego, co musi wiedzieć o Hogwarcie i ogólnie świecie magii. Ucierpiała na tym fabuła. Tytułowemu (!) wątkowi autorka poświęciła w zasadzie 1/4 tej i tak cieniutkiej powieści, a to według mnie zdecydowanie za mało. Zabrakło mi przez to atmosfery tajemniczości i jakiejś złożoności zadania, jakim było poszukiwanie tego legendarnego przedmiotu. Wszystko skończyło się po prostu zbyt łatwo.

Paradoksalnie po przeczytaniu książki (dopiero jednej z siedmiu, no ale dobra) doceniłam... film. Dopiero teraz dostrzegłam jak wiernie przedstawia to, co opisała Rowling. Przyczynia się do tego fakt, jak bardzo autorka przyłożyła się do tych opisów. Wiemy jak dokładnie wygląda każda ważniejsza postać w powieści i sam Hogwart. Kolejny szczegół, a jak wiele znaczy.


Przypomnę raz jeszcze, że Harry Potter i Kamień Filozoficzny to książka mająca nieco ponad 300 stron, wydana w standardowym formacie, z dość sporymi marginesami, a więc treści nie jest tu zbyt dużo. Mimo to Rowling sprawiła,że niemożliwe stało się możliwe. Zawsze sądziłam, że gdy książka jest krótka, to bohaterowie będą płascy, bo przecież nie da na około 300 stronach przedstawić jakiejś historii, wykreować świata i jeszcze stworzyć zapadających w pamięć bohaterów z krwi i kości. A jednak. Każda z postaci jest inna – Harry odważny, nieco zagubiony, przyjacielski, Snape – tajemniczy i mroczny, a Hagrid – pomocny, wierny choć momentami „nieogarnięty”. Po prostu szacun.

Mimo wszelkich obaw, moje pierwsze spotkanie z twórczością Rowling było naprawdę przyjemne. Kolejne tomy są zdecydowanie dłuższe, więc myślę, że problem zbyt prostej fabuły sam się rozwiąże. Początkowo troszkę obawiałam się, czy dam radę przeczytać całość w wakacje, ale coś czuję, że dam i co więcej – że nie będę się mogła oderwać od tych powieści.






Tytuł:Harry Potter i Kamień Filozoficzny
Autor:J.K Rowling
Wydawnictwo:Media rodzina
Data wydania:10.04.2000





Nie pytam czy czytaliście, bo pewnie tak. Więc może inaczej – który tom najbardziej Wam się spodobał? :)

piątek, 1 lipca 2016

Podsumowanie czerwca- 50 książek za mną! najlepsza książka miesiąca, plany na lipiec ♦

Mam wrażenie, że dopiero chwilę temu pisałam podsumowanie maja, a już pora podsumować czerwiec. Pierwszy miesiąc wakacji za mną. Co udało mi się przeczytać?

Rozpoczęłam od Złota głupców Philippy Gregory (recenzja będzie, ale pewnie nie w tym miesiącu). Jest to trzeci już tom Zakonu Ciemności. Złoto głupców podobało mi się bardziej niż jego poprzedniczka – Krucjata, ale idealnie nie było. Więcej dowiecie się z recenzji.




Tytuł:Złoto głupców
Autor:Philippa Gregory
Wydawnictwo:Egmont
Data wydania:10.09.2014










Spragniona czegoś ambitniejszego sięgnęłam po Lolitę. Recenzja już jest, a zatem odsyłam.




Tytuł:Lolita
Autor:Vladimir Nabokov
Wydawnictwo:MUZA SA
Data wydania:14.09.2007










Z Lolitą męczyłam się jakieś 4-5 dni. Gdy przyszło do mnie zamówienie ze znak.com.pl opuściłam na moment powieść Nabokova i jakieś 2-3 godziny poświęciłam Facecjom.




Tytuł:Facecje
Autorzy:Patryk Bryliński, Maciej Kaczyński
Wydawnictwo:Otwarte
Data wydania:07.10.2015











Zgodnie z moimi planami, przeczytałam Nomen Omen Marty Kisiel i bardzo pozytywnie się zaskoczyłam. Jeśli jesteście #teammickiewicz albo #teamsłowacki, sięgajcie po nią koniecznie! Recenzja będzie niebawem.





Tytuł:Nomen Omen
Autor:Marta Kisiel
Wydawnictwo:Uroboros
Data wydania:05.02.2014











Przy poprzednim podsumowaniu pisałam, że może jeszcze w maju dam radę przeczytać Nie wymachuj mi tym gnatem. Nie udało się, ale stwierdziłam, że skoro już zrobiłam krok w stronę tej powieści, to warto by ją przeczytać w czerwcu. Było ciężko, w połowie chciałam ją odłożyć, ale ostatecznie dałam radę. Standardowo odsyłam do recenzji.







Tytuł:Nie wymachuj mi tym gnatem
Autor:Kyril Bonfigioli
Wydawnictwo:Czarna owca
Data wydania:14.01.2015










Po niezbyt udanym początku czerwca, później było już nieco lepiej. Przeczytałam Cyrk nocy, który może mnie nie zachwycił, ale był naprawdę dobrą, szalenie klimatyczną powieścią (recenzja).




Tytuł:Cyrk nocy
Autor:Erin Morgenstern
Wydawnictwo:Świat książki
Data wydania:10.2012











Następnie wybór padł na Syrenę Kiery Cass. Tu tak dobrze nie było, ale mimo wszystko książkę czytało się szybko i całkiem przyjemnie (recenzja)




Tytuł:Syrena
Autor:Kiera Cass
Wydawnictwo:Jaguar
Data wydania:03.2016










Pod koniec miesiąca zdecydowałam się na kolejną książkę kupioną na znak.com.pl, czyli Przysięgę królowej, przedstawiającą losy Izabeli Kastylijskiej. Pierwsza połowa powieści bardzo mi się spodobało, potem niestety troszkę powiało nudą (recenzja).




Tytuł:Przysięga królowej. Historia Izabeli Kastylijskiej
Autor:C.W. Gortner
Wydawnictwo:Między słowami
Data wydania:28.04.2014










W ostatnim tygodniu czerwca w moje ręce trafił pierwszy tom Harry'ego Pottera, czyli Harry Potter i Kamień Filozoficzny. Niemalże niezwłocznie zabrałam się za lekturę. Książka mi się spodobała, ale szkoda, że była tak króciutka. Pewnie przez to też szalenie ciekawy wątek kamienia filozoficznego zajął objętościowo około 1/4 książki. Recenzja pojawi się jeszcze w tym tygodniu. 






Tytuł:Harry Potter i Kamień Filozoficzny
Autor:J.K Rowling
Wydawnictwo:Media rodzina

Data wydania:10.04.2000








Jak oceniam czerwiec?

Mimo wakacji wcale nie mam tyle wolnego czasu, co bym chciała. Praca, prawo jazdy, to wszystko pochłania go sporo. Mimo to udało mi się przeczytać 9 książek, a to oznacza... że jestem idealnie na półmetku wyzwania "przeczytam 100 książek w 2016" - 6 miesięcy, 50 książek. Myślę, że powinnam poradzić sobie z całym tym wyzwaniem, trzymajcie mocno kciuki! ☺



Z ilości przeczytanych książek jestem zadowolona, jednak z ich jakością było gorzej. Na wielu pozycjach się zawiodłam i w zasadzie co do każdej miałam jakieś "ale". Dlatego też wyłonienie Książkowej królowej czerwca jest niezwykle trudne. Po przypomnieniu sobie każdej z książek i moich odczuć odnośnie nich, doszłam do wniosku, że najlepszą książką czerwca był... Cyrk nocy!


Czy przeczytałam to, co planowałam w maju?
W większości tak. Nie udało mi się niestety przeczytać Omerty Mario Puzo. Próbowałam, ale mnie nie porwała (jeśli ktoś chciałby odkupić/wymienić się, niech pisze!). Z resztą książek sobie poradziłam.

Co chcę przeczytać w lipcu?
Co prawda pisałam już o moich planach na wakacje, ale myślę, że warto to wszystko podzielić na poszczególne miesiące, a poza tym zapomniałam o jednej pozycji (w zasadzie o dwóch, ale tamta będzie na sierpień) i nie mogę o niej nie wspomnieć.

- Harry Potter i Komnata Tajemnic - J.K. Rowling
- Harry Potter i Więzień Azkabanu - J.K. Rowling
- Harry Potter i Czara Ognia - J.K. Rowling
Chcę przeczytać przez wakacje wydanych dotychczas 7 części cyklu. Pierwszą mam już za sobą, myślę, że w lipcu powinnam się uporać z kolejnymi trzema.




-Zanim się pojawiłeś - Jojo Moyes
Mam zamiar (a jak wyjdzie, zobaczymy) wybrać się do kina wraz z Martą , więc obowiązkowo muszę przeczytać książkę. Przed filmem, czy po - nieistotne. Przeczytam.



-Cień Wiatru - Carlos Ruiz Zafon
Zgodnie z moimi planami na wakacje, mam zamiar zabrać się za trylogię Zafona. Chciałabym przeczytać pierwszy tom jeszcze w lipcu.




A co Wy przeczytaliście? Co polecacie?