środa, 31 sierpnia 2016

Książkowe podsumowanie sierpnia i całych wakacji ♦

Sierpień już za nami, a więc pora go podsumować. Poprzednie podsumowania były dość długie, więc tym razem będę się streszczać.

W sierpniu udało mi się przeczytać 9 książek. Oto one.

1. Necrosis. Przebudzenie - J.Piekara
Moja ocena: 7/10. Recenzja pojawi się niebawem.




2.Gra anioła - C.R. Zafon
Moja ocena:8/10 (+recenzja)




3.Piękny kraj - A.Averill
Moja ocena:5/10 (+recenzja)



4.Prawda i inne kłamstwa - S.Arango
Moja ocena:6/10 (+recenzja)



5.Sanctus - S.Toyne
Moja ocena:7/10. Recenzja pojawi się niebawem.


6.Więzień nieba - C.R. Zafon
Moja ocena:7/10 (+recenzja)



7.Immunitet - R.Mróz
Moja ocena:8/10 (+recenzja)




8.Mroczniejszy odcień magii - V.Schwab
Moja ocena:6/10. Recenzja się pisze.





8.Opowieści miłosne, śmiertelne i tajemnicze  - E. A. Poe
Moja ocena:7/10. Mam pewne "nie-blogowe" plany odnośnie recenzji tej książki, więc nie mam pojęcia kiedy pojawi się ona tutaj.


Jeszcze parę słów o moich książkowych planach na wakacje. Poszło mi... średnio - przeczytałam 7 z zaplanowanych 13 książek.

Miałam w planach przeczytać trylogię Parabellum Remigiusza Mroza i niestety nie udało mi się. Po prostu jakoś nie miałam ochoty na tą wojenną tematykę, a nie chciałam czytać tych książek tylko dlatego, że tak sobie zaplanowałam (mam nadzieję, że jeśli autor jakimś cudem i to czyta, nie obrazi się!).
Zaliczone 0/3


Chciałam sięgnąć w te wakacje po książki należące do cyklu o Harrym Potterze i... gdyby nie objętość tych późniejszych tomów, być może dałabym radę. Ostatecznie skończyłam na Czarze ognia, ale oczywiście w najbliższej przyszłości będę sięgać po kolejne tomy.
Zaliczone 4/7



Bardzo chciałam przeczytać w te wakacje trzy wydane dotychczas powieści należące do Cmentarza zapomnianych książek i co mnie bardzo cieszy - udało mi się!
Zaliczone 3/3

(Btw, jeśli ktoś jeszcze nie słyszał, w listopadzie wychodzi czwarty tomu. Nie wiadomo jednak jeszcze kiedy będzie miała miejsce polska premiera.)

Książkową Królową Miesiąca zostaje... Immunitet Remigiusza Mroza! Nie potrzeba tu niczego więcej dodawać, wystarczy to przeczytać.

Czy przeczytałam to, co planowałam w lipcu?
W większości tak. Nie udało mi się jedynie przeczytać Kubusia Fatalisty. Wbrew temu co przewidywałam, nieszczególnie miałam na nią ochotę w tym miesiącu.

Co chcę przeczytać we wrześniu?

-Harry Potter i Zakon Feniksa -  J.K. Rowling
Po miesiącu przerwy wracam do Harry'ego!



-Kubuś Fatalista i jego pan - D.Diderot
Przerzucam tę książkę z sierpnia na wrzesień. Liczę, że tym razem uda mi się ją przeczytać.


To tyle. A jak u Was wyglądał sierpień? Co dobrego przeczytaliście?

wtorek, 30 sierpnia 2016

SOCIAL MEDIA BOOK TAG

Parę dni temu zostałam nominowana do Social media book tagu przez Martę z bloga wachajac-ksiazki.pl, za co bardzo dziękuję. Jeśli jesteście ciekawi jej odpowiedzi, odsyłam do filmiku z tagiem ! Wchodźcie, nie pożałujecie! :)

A teraz pora na moje odpowiedzi do tego tagu, zapraszam.

1. Twitter: twoja ulubiona krótka książka
Raczej nie sięgam po krótkie książki, ale jeśli miałabym już coś wybrać to chyba Folwark zwierzęcy. Można ją czytać na milion sposobów i za każdym razem wyciąga się z niej coś nowego



2. Facebook: książka, którą każdy czytał i poczułeś presję by też ją przeczytać
Cała seria o Harrym Potterze. Wszyscy się zachwycali, więc i ja w końcu siegnęłam po książki. Może nie nazwałabym tego presją, ale po prostu odczułam potrzebę by poznać ten fenomen powieści Rowling.


3. Tumblr: książka, którą przeczytałeś, zanim to było popularne
Chyba nie ma takiej.

4. MySpace: książka, którą nie pamiętasz, czy ci się podobała, czy nie
Nie potrafię wybrać jednej, więc przyjmijmy, że chodzi po prostu o lektury, głównie te z podstawówki. Czytałam je lata temu i ciężko mi powiedzieć czy, i jak bardzo mi się podobały.

5. Instagram: książka, która była tak ładna, że musiałeś zrobić jej zdjęcie
Opowieści miłosne, śmiertelne i tajemnicze Edgara Allana Poego. Może okładka sama w sobie nie zachwyca, ale książka ma mnóstwo ilustracji godnych uwiecznienia na zdjęciach.




6. YouTube: książka, której ekranizację chciałbyś zobaczyć
Saga o Wiedźminie,ale... mówię o porządnej ekranizacji. Z tego co mi wiadomo, właśnie taka powstaje, więc czekam z niecierpliwością.


7. GoodReads: książka, którą polecasz wszystkim
Wiem, że jestem przewidywalna, ale... Mapa czasu (recenzja klik).
PS:Coś czuję, że ta książka pojawi się w każdym tagu, alenie potrafię inaczej.

Nie nominuję nikogo. Jeśli spodobał Wam się ten tag, jak najbardziej możecie na niego odpowiedzieć. W komentarzu, na blogu, jak wam wygodniej :) Jestem bardzo ciekawa Waszych odpowiedzi.

 A już niebawem kolejny książkowy tag!

niedziela, 28 sierpnia 2016

#1 Book haul - sierpień

Hauli (tak to się odmienia?) miało na moim blogu nie być. Z jednej prostej przyczyny - nie kupuję dużo książek... a jednak w sierpniu wyszło tak, że na mojej półce pojawiło się aż 8 (jak na mnie to naprawdę sporo) pozycji. Tak prezentuje się stosik.






Zaczynamy od góry. Pierwsza książka to Ragnarok 1940. Tom 1Przeczytałam zaledwie 30 stron,więc nie mogę o niej wiele powiedzieć, ale jak na razie nie jest dobrze. Już teraz pogubiłam się w fabule i muszę przyznać, że książka ani trochę mnie nie wciągnęła. Nie wiem czy ją doczytam do końca.






Kolejna książka to zbiór opowiadań Jacka Piekary, Necrosis. Przebudzenie. Przeczytane, zrecenzowane (ale jeszcze nie na blogu).






Dalej mamy Mroczniejszy odcień magii. Książkę otrzymałam dzięki współpracy z portalem efantastyka.pl za co bardzo dziękuję. Skończyłam ją czytać dosłownie minuty temu, więc jeszcze nie zdradzę co o niej myślę. Tego dowiecie się z recenzji, a ta już niebawem.






Kolejna książka to Immunitet Remigiusza Mroza. Cudo, jak trzy poprzednie tomy. Kto jeszcze nie widział recenzji, zapraszam (klik).





Następna zrecenzowana już książka, czyli Prawda i inne kłamstwa. Standardowo odsyłam do recenzji.         











Piękny kraj, który nie okazał się wcale taki piękny. Jeśli ktoś jest ciekaw, co nie podobało mi się w tej pozycji, znów odsyłam (klik).




Sanctus, czyli bardzo dobra powieść w stylu tych Dana Browna, którą przeczytałam już ze 2 tygodnie temu, ale jeszcze nie zrecenzowałam. Mam nadzieję, że wreszcie się jakoś zbiorę i napiszę o niej parę słów, bo myślę, że to książka, o której warto mówić.









Gra o tron i filozofia, czyli mały bonusik, który dotarł do mnie w paczce wraz z Mroczniejszym odcieniem magii. Raczej nie mam zamiaru czytać jej w najbliższej przyszłości, bo Gry o tron ani nie oglądam, ani nie czytałam (tak, tak się da!) i kompletnie nie jestem w temacie.




To by było na tyle. A co ciekawego przybyło do was w sierpniu? Czytaliście może którąś z książek, które udało mi się zdobyć?

piątek, 26 sierpnia 2016

[PRZEDPREMIEROWO] Immunitet (R.Mróz) - recenzja

103 dni,5 godzin i jakieś 37 minut. Dokładnie tyle czekałam na Immunitet Remigiusza Mroza od momentu skończenia lektury Rewizji. To były jedne z najdłuższych 3 miesięcy w moim życiu. Ale wreszcie się doczekałam i powróciłam na salę sądową u boku Chyłki i mojego ukochanego Zordona. Powiem jedno – było warto tyle czekać.

Do Chyłki powoli wychodzącej z nałogu alkoholowego przychodzi Sebastian Sendal, jej dawny znajomy, a obecnie najmłodszy sędzia Trybunału Konstytucyjnego. Mężczyzna zostaje oskarżony o zabójstwo. Co zaś najdziwniejsze, nie zna ofiary, a w mieście, w którym doszło do morderstwa owszem, był, ale tylko raz, lata temu. Na światło dzienne wychodzą też nowe fakty, które jeszcze bardziej komplikują sprawę. Ale Joanna Chyłka wychodziła już nie z takich opresji. Wraz z Zordonem decydują się bronić sędziego. Czy Sendel dopuścił się zbrodni? A może ktoś uknuł przeciwko niemu spisek?

Nie byłabym sobą, gdybym nie zaczęła relacjonować moich odczuć odnośnie tej powieści od fantastycznych głównych bohaterów. Jeżeli komuś brakowało tego duetu w Rewizji (tam niezaprzeczalnie dominowała Chyłka), Immunitet powinien go zadowolić. To kolejna porcja spotkań w Hard Rock Cafe przy czarnej jak smoła kawie Joanny Chyłki i deserze kawowym Kordiana, to garść ciętych ripost i wzajemnego dogryzania sobie przez bohaterów. Bo tak, i Zordon zaczyna pokazywać rogi (ale to chyba nic dziwnego, każdy by tak miał, przebywając non stop z Chyłką). Jeśli o nią chodzi, poznamy parę faktów z jej przeszłości i wreszcie dowiemy się, dlaczego tak nienawidzi ojca. Co do relacji łączącej Kordiana i Joannę, to ten temat także jest poruszony w książce, lecz nie zdradzę z jakim rezultatem.

Fabuła Immunitetu jest tak dobra, jak to było w trzech poprzednich tomach. Znowu jak głupia miotałam się twierdząc, że Sendal zabił, potem, że jest niewinny, następnie znów, że zabił, aż w końcu nie miałam już pojęcia co myśleć i przyjęłam postawę biernego obserwatora. Jeśli ktoś ceni twórczość Mroza za poruszanie ważnych, aktualnych problemów (co miało miejsce choćby w Rewizji), Immunitet z pewnością przypadnie mu do gustu, bo tym razem autor przyjrzał się bliżej pewnemu nielegalnemu, brutalnemu procederowi.

Niedawno spotkałam się z wypowiedzią kierowaną do autora, by nie pisał tak szybko, bo liczy się jakość, nie ilość. Zgadzam się z tym twierdzeniem, ale myślę, że śmiało można do niego dopisać „*nie dotyczy Remigiusza Mroza”. Jeśli ktoś nie wie, Immunitet był napisany... już miesiąc po premierze Rewizji (swoją drogą nie zdziwiłabym się, gdyby się okazało, że piąty czy może i szósty tom też już dawno powstał). Zapewniam, że w przypadku tego autora bardzo szybkie tempo pisania nie wpływa na jakość tworzonych książek.Śledztwo jest tak samo zawiłe i dopracowane co we wcześniejszych częściach, nie zauważyłam też by powieść była gorsza od poprzedniczek pod jakimkolwiek innym względem. W każdym razie mnie takie tempo pisania i wydawania książek jak najbardziej odpowiada i już z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.

Zakończenia książek wchodzących w skład cyklu o Chyłce i Zordonie nie są z reguły tak zaskakujące jak w tych, o komisarzu Forście. Z reguły. W Immunitecie Remigiusz Mróz znów poszalał. Jak jedno zdanie potrafi wzbudzić tyle emocji... Gdy dobrnęłam do ostatniej strony, do ostatniego zdania, wyrazu i wreszcie do kropki wieńczącej całość, w mojej głowie huczało tylko „nie, nie nie, nie nie, to nie może się tak skończyć”. Dopiero potem, gdy nieco ochłonęłam, przypomniałam sobie, że Remigiusz Mróz, to przecież Remigiusz Mróz. Na pewno jakoś to wszystko odkręci.

To co, czytać, nie czytać? Jasne, że czytać. Dla każdego zaznajomionego już z przygodami tego niesamowitego duetu, Immunitet to absolutne must read. A co z tymi, którzy jeszcze ich nie znają? Nie wiem co oni w ogóle tu jeszcze robią. Biegusiem do księgarni,nie pożałujecie!


PS:OGROMNY plus dla wydawnictwa za wprowadzenie książki do sprzedaży blisko 2 tygodnie przed premierą! ♥




Tytuł:Immunitet
Autor:Remigiusz Mróz
Wydawnictwo:Czwarta strona
Data wydania:31.08.2016



Teraz pozostaje pytanie jak wytrwam do premiery piątej części... :D No dobra, nieważne. 

Książka zamówiona, przeczytana? Czy może czekacie do oficjalnej premiery? Piszcie! :) 


wtorek, 23 sierpnia 2016

Więzień nieba - C.R Zafon (recenzja)

Więzień nieba to ostatni z dotychczas powstałych tomów z cyklu (zrobiłam research i już wiem,że to nie trylogia!) Cmentarz zapomnianych książek. Po schematycznej Grze anioła byłam pełna obaw odnośnie tej części. Na szczęście (lub może nieszczęście?) o powtórzeniu schematu z wcześniejszych tomów tym razem nie ma mowy. Powieść Zafona jak zwykle ma mnóstwo zalet, ale też garść wad. Jakich?

Akcja książki rozgrywa się w 1957 roku. Znanemu z pierwszego tomu Danielowi Sempere w wyniku nietypowego zdarzenia, zwierza się stary przyjaciel - Fermin. Opowiada mu o swojej burzliwej przeszłości, w której swoje miejsce ma także... pisarz Daniel Martin. Tak, ten sam Daniel Martin, jakiego poznaliśmy w drugim tomie. Więzień nieba to nie tylko połączenie ze sobą wydarzeń z dwóch pierwszych tomów, nowa opowieść, przedstawiająca losy Fermina w młodości, ale także parę słów o kłopotach małżeńskich Daniela i Bei. Jak zakończy się ta historia? Jakie nieznane fakty wypłyną na wierzch?

W dwóch wcześniejszych tomach wyglądało to tak - główny bohater z różnych powodów zaczyna się interesować jakąś postacią, obecnie już raczej nieżyjącą. Dociera do wszystkich dostępnych mu źródeł, aby poznać jego przeszłość i odtworzyć jego losy. W Więźniu nieba jest inaczej. Nikt nie musi niczego szukać, wszystko jest podane niczym na tacy, bo przedstawione wydarzenia to wspominki, które tym razem - wyjątkowo - jedynie delikatnie wkraczają do teraźniejszości. Nie wiem czy to wszystko przez to, ale po lekturze Więźnia nieba czuję spory niedosyt. Fabuła wydaje mi się zbyt prosta, jak na to, czego zwykłam już oczekiwać od Cmentarza zapomnianych książek i samego Zafona. Zakończenie także pozostawia wiele do życzenia, ale i (co mnie akurat cieszy) wróży obiecującą kontynuację.

Bohaterowie... to też już nie jest to. Fermin, którego pokochałam po pierwszym tomie nadal pozostaje moim ulubieńcem, ale jego wypowiedzi nie wzbudziły we mnie już tak wielu emocji. Podobnie wyglądało ze związkiem młodego Sempere i Beatriz. Odkąd ta para stała się małżeństwem, całe to uczucie, jakie było między nimi i towarzysząca mu świeżość uleciały.

Z Więźniem nieba jest coś nie tak. Według mnie mocno odstaje od poprzednich części. Nie ma tu powielonego schematu, ale z kolei coś innego nie zagrało. Z tą częścią bez żadnego kłopotu uporałam się w dwa dni. Przeczytanie poprzednich tomów zajmowało mi z kolei około czterech dni. Nie ma tu tej dbałości o każdy szczegół do jakiej przyzwyczaił mnie Zafon, tej złożoności, zawiłości, pięknych opisów. Wszystko jest skrótowe i dość nijakie. Ot, książka jak każda inne. Nie mówię, że Więzień nieba to zła powieść. Trzeba jednak  mieć na uwadze sięgając po nią, że różni się od Cienia wiatru i Gry anioła. Nadal jest dobra, ale nie aż tak dobra.

Moja ocena:7/10




Tytuł:Więzień nieba
Autor:Carlos Ruiz Zafon
Wydawnictwo:MUZA SA
Data wydania: 19.04.2012




Ostatni z dotychczas wydanych tomów nieco mnie zawiódł. A jak to było u was? Czytaliście? Jakie inne książki Zafona polecacie? 

sobota, 20 sierpnia 2016

Przekłuwacze - M.Kaszyński (recenzja)

Ludzie powinni mieć wybór, powinni się różnić, dopiero wtedy są piękni

Gdy sięgnęłam po powieść Przekłuwacze nie wiedziałam nic ani pisarzu, który ją napisał, ani o niej samej. Kojarzyłam jedynie okładkę, lecz wciąż nie mam pewności, czy czasem nie pomyliłam jej z inną. Grubość książki nieco przerażała, a i jej opis nie bardzo mnie zaciekawił. Zostałam jednak całkiem pozytywnie zaskoczona tą nieznaną mi dotychczas pozycją i już wiem, że z przyjemnością sięgnę po jej kolejne tomy. Dlaczego?

Akcja Przekłuwaczy rozgrywa się w Strefie – wykreowanej przez Mariusza Kaszyńskiego krainie o sześciennym kształcie. Jest to świat zamieszkany przez prymitywną ludność wierzącą w przeróżne bóstwa i legendy. Jedna z nich głosi, że w podniebnych miastach żyli niegdyś uskrzydleni ludzie. Elektryczność, którą się posługiwali, przyciągnęła tajemnicze istoty zwane Przekłuwaczami, które postanowiły zagarnąć ją dla siebie. Tak właśnie mówi legenda, ale czy tkwi w niej choć ziarno prawdy? Obecni mieszkańcy Strefy są nękani dziwnymi burzami entropicznymi. Właśnie podczas jednej z nich, skrzyżują się losy Markiego, młodego chłopaka z Gniazda Brzóz oraz Szymona Wiarołomcy, będącego kapłanem jednego z bóstw – Probabli. Z czasem dołączy do nich jeszcze marszałek Drewal. Towarzysze będą zmuszeni wyruszyć w podróż obfitującą w liczne niebezpieczeństwa. Przeżyją niezapomniane przygody, dowiedzą się więcej o zakazanej elektryczności a także będą mieli okazję poznać historię Strefy dokładniej, niż o tym marzyli.


Chmurom też brak skrzydeł, a wędrują po niebie

Przekłuwacze to spore, ponad 700-stronicowe tomiszcze. Przyznam szczerze, że przebrnięcie przez pierwszą z dwóch części książki (która akurat w tym przypadku zajmuje objętościowo mniej więcej jej połowę) przyszło mi z nie lada trudem. Przygody głównych bohaterów niby były ciekawe, ale bardzo rozwleczone – to, co bez większego trudu mogłabym streścić w kilku/kilkunastu zdaniach, tutaj zajmuje około 350-400 stron. Mimo sporej liczby wątków, od miłosnego po polityczny, całość była nijaka, brakowało mi czegoś, co by to wszystko spajało, jakiegoś konkretnego celu, do którego dążyliby bohaterowie. Cała sytuacja uległa zmianie, gdy dostrzegłam magiczny napis: „Część druga: Kamienny Ołtarz”. Była o niebo lepsza od poprzedniej, dopiero wtedy zauważyłam jakąś celowość działań bohaterów. Pojawiły się też nowe, całkiem sympatyczne postacie skrywające wspólny, niesamowity sekret, a akcja rozwinęła się i zdecydowanie przyspieszyła. Cały czas zastanawiam się, jak to jest możliwe, że tak kiepska pierwsza część i tak dobra druga zostały napisana przez tę samą osobę i tworzą jedną książkę. Pierwszą część czytałam nieco na siłę, za to od kolejnej nie mogłam się oderwać. No a teraz... cóż, nie mogę się doczekać tomu drugiego i dalszych przygód Markiego i reszty.

Dlaczego nie patrzycie sercem? Otwórzcie je, może wtedy wszystko stanie się prostsze

Spodobali mi się bohaterowie stworzeni przez Kaszyńskiego. Są bardzo różnorodni jeżeli chodzi o cechy charakteru, stopień dojrzałości i wiek. Marki, najmłodszy i najmniej doświadczony z grupki przyjaciół bywa porywczy, z kolei Wiarołomca jest jego zupełnym przeciwieństwem. To człowiek mądry, nieco skryty i żądny wiedzy. Najlepsze jest jednak to, że mimo wszelkich różnic między bohaterami połączyła ich piękna przyjaźń, która przetrwała próby, jakich niemało było podczas ich wspólnej, niezwykłej podróży.

Okładka mnie nie zachwyciła, ale nie uważam jej też za brzydką. Na pewno przyciąga uwagę, a to najważniejsze. Nie do końca za to przypadło mi do gustu samo wydanie. Dbam o książki i czytam je z jak największą ostrożnością. Tak było też w tym przypadku, a mimo to grzbiet Przekłuwaczy nieco się wyżłobił, co jest zapewne spowodowane grubością. Kolein na polskich drogach i tak nadal nie przypomina, ale zdaję sobie sprawę z tego, że czytelnicy nieco mniej dbający o swoje książki mogą zakończyć lekturę powieści Kaszyńskiego z jej nieestetycznie pozaginanym bokiem. Uważam, że w tym przypadku zastosowanie nieco większego formatu i tym samym mniejszej ilości stron byłoby lepszą opcją.

Po lekturze mam mieszane odczucia. Przebrnięcie przez pierwszą część Przekłuwaczy było dla mnie katorgą, za to akcja w drugiej pędziła jak szalona. Mimo wszystko myślę, że warto przemęczyć pierwsze strony, bo później książka staje się taka, jaka powinna być od samego początku – wciągająca, pozbawiona zbędnych opisów no i wreszcie jest tu jakaś fabuła, jakiś cel, plan. Ale kto wie, można znajdą się osoby, które pokochają bohaterów Przekłuwaczy i ich przygody już od początku? Tego wszystkim serdecznie życzę. Mnie początkowo nie porwały, ale tylko początkowo. Wydarzenia z części drugiej sprawiły, że po przeczytaniu ostatniej strony chciałam więcej już, teraz, natychmiast. Z wielką chęcią sięgnę po kolejne tomy, bo wiem, że Strefa skrywa jeszcze niejeden sekret . Mimo nieciekawej części pierwszej cieszę się, że miałam okazję przeczytać Przekłuwaczy i zachęcam wszystkich, by poszli moim śladem.


Moja ocena:6/10

Recenzja powstała we współpracy z portalem efantastyka.pl 



Za egzemplarz recenzencki jeszcze raz dziękuję wydawnictwu Czwarta strona 




Tytuł:Przekłuwacze
Autor:Mariusz Kaszyński
Wydawnictwo:Czwarta strona
Data wydania:30.03.2016



Mam dosyć mieszane odczucia, ale sięgnę po następne tomy. Słyszeliście kiedyś o tej powieści, czytaliście? :)

środa, 17 sierpnia 2016

Prawda i inne kłamstwa - S.Arango (recenzja)

Po powieść Prawda i inne kłamstwa chciałam sięgnąć już od pewnego czasu. Gdy zobaczyłam ją w Matrasie za niecałe 15zł (!) i to w twardej oprawie (!!), nie mogłam jej nie kupić. No a poza tym dawno nie czytałam żadnego kryminału. Jak wyglądał mój powrót do tego gatunku po krótkiej przerwie? Czy Prawda i inne kłamstwa zdała egzamin?

Henry, twórca bestsellerowych powieści akcji wiedzie życie godne pozazdroszczenia. Jego książki świetnie się sprzedają, zarabia miliony, ma duży dom, psa i kochającą żonę. Ale czy wszystko jest aby takie idealne? Mężczyzna wiedzie podwójne życie. Ma kochankę, która w dodatku spodziewa się dziecka. Czy nie lepiej pozbyć się niej i nienarodzonego jeszcze bękarta, jakby to zrobili zbrodniarze w jego powieściach? Henry podejmuje fatalną w skutkach decyzję. Popełnia błąd, za który przyjdzie mu słono zapłacić...

Opis książki Arango brzmiał naprawdę świetnie. Szczególnie zaintrygowały mnie owe kłamstwa, które bardzo lubię w literaturze. Gorzej natomiast wyszło z wykonaniem. Prawda i inne kłamstwa jest powieścią dość dobrą, ale z licznymi niedociągnięciami.

Najbardziej nie spodobało mi się w niej to, jak autor opisał najważniejsze momenty, czyli choćby zabójstwo. Wierzcie lub nie, ale choć książka ma ponad 300 stron, wspomniany opis zajmuje co najwyżej... pół strony? Co zaś najgorsze, Arango wcale nie zawarł w nim tego, co czuje ofiara. Czy jest pogodzona ze śmiercią, czy płacze, krzyczy. Nic, null, nada. Nie chcę spoilerować, ale była też podobna sytuacja. Jeden z bohaterów poświęcił czemuś całe swoje życie, a później wskutek pewnego wydarzenia, jakby nigdy nic, od razu, zmienił cały swój światopogląd. Zero wahania, analizowania sytuacji. Znów nic.

Zakończenie to znów spora dawka niedopracowania. A może raczej brak pomysłu? Powieść kończy się dość nijako, nie wszystkie wątki rozstały doprowadzone do końca. Apetyt bynajmniej nie zostaje zaspokojony. Ale bez obaw bywało gorzej.

Prawda i inne kłamstwa ma mimo wszystko sporo zalet. Przede wszystkim czyta się ją w błyskawicznym tempie. Pierwsze 50 stron przeczytałam w domu, resztę w drodze nad morze, a jeszcze przez parę kilometrów się nudziłam. Napisana jest przystępny językiem, choć autor potrafi raz na jakiś czas zaskoczyć ciekawą, oryginalną metaforą czy porównaniem. 

Bardzo spodobało mi się dołożenie do głównego wątku także kilku pobocznych. Duży plus za to, że nie zawsze dotyczą one bezpośrednio głównego bohatera. Niby to wszystko to tylko drobiazg, ale ja lubię, gdy w powieści jest trochę więcej wątków, więc dla mnie to niewątpliwie zaleta. Podobnie jak wydanie. Chyba zaczynam rozumieć za co niektórzy kochają twarde oprawy. Można książkę wyginać w prawo i w lewo, a i tak wygląda świetnie, nie niszczy się.

Kolejną zaletą powieści Arango są zwroty akcji. Nie jest ich jakoś bardzo dużo, lecz tych, które były, naprawdę się nie spodziewałam. Szczególnie zaskoczył mnie ten, dotyczący pisarstwa Henry'ego. Sam pomysł na fabułę również był bardzo dobry, jednak tych wszystkich kłamstw, co do których miałam spore oczekiwania, było trochę za mało.

Czego więc zabrakło w tej pozycji? Przede wszystkim dopracowania i "tego czegoś". Niby była to dobra książka, ale to jeszcze nie to. Nie mogę jej jednak nie polecić. Jeśli szukacie czegoś na jeden dłuższy wieczór lub na weekend, powieść Arango nada się świetnie.

Moja ocena:6/10





Tytuł:Prawda i inne kłamstwa
Autor:Sascha Arango
Wydawnictwo:Sonia Draga
Data wydania:20.05.2015





Chyba powoli zaczynam wracać do "kryminałowej formy". Możecie polecić coś dobrego?




poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Piękny kraj - A.Averill (recenzja)

Chłopak spotyka dziewczynę. Chłopak traci dziewczynę. Chłopak kradnie wehikuł czasu i próbuje uratować dziewczynę przed zbliżającą się zagładą. ... Wiecie, jak to jest.

Umiejętnie skomponowana mieszanka akcji, humoru i niezwykłych, pełnokrwistych postaci, składa się na całość o niepowtarzalnym stylu. To pędząca przez czas i kosmos historia miłości z podróżami w czasie w tle. Science fiction dla ludzi, którzy nie czytują science fiction, za to cenią doskonałą literaturę, a przede wszystkim ponadczasowa opowieść o naturze wspomnień, cierpieniu, miłości, walce i odkupieniu.

Jak doskonale wiecie, Biedronka ma od czasu do czasu w swojej ofercie książki i to w całkiem przystępnych cenach. Właśnie w ten sposób w moje ręce wpadł Piękny kraj Alana Averilla. Kiedy czytałam opis tej powieści, który macie na samej górze, z każdym zdaniem byłam coraz bardziej zauroczona. Pełnokrwiści bohaterowie oraz podróże w czasie chyba najbardziej do mnie trafiły. No i jeszcze "Science fiction dla ludzi, którzy nie czytują science fiction, za to cenią doskonałą literaturę". Wiedziałam że to książka dla mnie, ale czy na pewno?


Zarys fabuły już mniej więcej znacie. Dodam jeszcze tylko, że głównymi bohaterami powieści są Tak - były prezenter telewizyjny (coś jak Bear Grylls) oraz Samira - dziewczyna, która była tłumaczką na wojnie w Iraku, a teraz cierpi na zespół stresu pourazowego. Tak otrzymuje intrygującą ofertę. Ma podróżować... między światami za pomocą wehikułu. Niedługo później sytuacja wymyka się spod kontroli. Ludzie, którzy skonstruowali Maszynę, chcą użyć ją w niecnych celach. Chłopak wykrada wehikuł, aby zapobiec najgorszemu.

W powieści Averilla podróżowanie w czasie jest raczej podróżowaniem między różnymi światami. Poznanie ich mogło być czymś genialnym, ale... nie było. Autor, czego jak wiecie nienawidzę, nie wykorzystał sytuacji. Mógł stworzyć świat, którym rządzą jednorożce, świat, w którym wszystko wygląda jak w komiksie, rzeczywistość pozbawioną grawitacji i wiele innych. A jak wyglądał KAŻDY świat, do którego zawitał Tak? Porozwalane budynki, okna zabite deskami. Zwykłe postapo - nuda.

Do sięgnięcia po Piękny kraj zachęciły mnie między innymi słowa "pełnokrwiste postacie". Może i były, ale chyba w dosłownym znaczeniu. Bohaterowie nie byli źli, lecz daleko im do pełnokrwistych. Byli po prostu poprawni, ani specjalnie nie budzili sympatii, ani też nie irytowali (chociaż coś!).

Lubię, gdy książki są rozbudowane, gdy mają wiele wątków, piękne opisy, sporo postaci. Piękny kraj jest tego przeciwieństwem. Jest tu jedynie jeden wątek - Maszyny i wszystkiego co z nią związane. No, może jeszcze wątek miłosny, ale bardzo słabo zarysowany. Bohaterów - uwaga - jest AŻ czterech, a opisy? Jakieś tam są, ale też nie zachwycają.

Piękny kraj to średniak. Przeczytać można, ale naprawdę nic się nie stanie, jeśli się tego nie zrobi. Jej jedyną wyraźną zaletą jest fakt, że bardzo szybko się ją czyta, więc jeśli szukacie czegoś takiego, to powieść Alana Averilla będzie dobrym wyborem. Poza tym książka szału nie robi. Nie powiem, żebym żałowała, że ją przeczytałam, ale nie tego się spodziewałam. Po opisie sądziłam, że znalazłam swój ideał, a wyszło jak zawsze.

Moja ocena:5/10




Tytuł:Piękny kraj
Autor:Alan Averill
Wydawnictwo:Akurat
Data wydania:28.08.2013


Słyszeliście o tej książce? A może też zaopatrzyliście się w nią podczas zakupów w Biedronce? :D

piątek, 12 sierpnia 2016

Gra anioła - C. R. Zafon (recenzja)

Są książki, których wstyd nie znać. Są książki, w których zakochuje się każdy. Do obu tych grup należy niewątpliwie trylogia Cmentarz zapomnianych książek Carlosa Ruiza Zafona. Z pierwszym tomem już się zaznajomiłam. Zakończył się tak, że w zasadzie kontynuacja była zbędna. Tym bardziej byłam ciekawa co Zafon zaserwował w Grze anioła. Czy drugi już tom tej niecodziennej trylogii przypadł mi do gustu? Czy i ja mogę od teraz uznawać się za fankę twórczości tego wybitnego, hiszpańskiego pisarza?

Akcja Gry anioła rozgrywa się wcześniej niż poprzedniego. Pojawia się nowy główny bohater - pisarz David Martin. Ale spokojnie, i do księgarni Sempere i Synowie zawitamy nie raz, na Cmentarz zapomnianych książek również. David nie może pisać tego co by chciał, ciągle pisze książki na zlecenie. Pewnego dnia w jego życiu pojawia się nietypowy francuski wydawca, z równie nietypową ofertą... Co Martin będzie musiał stworzyć? Na jakie niebezpieczeństwa się narazi? Co odkryje?

David Martin, podobnie jak młody Sempere w pierwszym tomie, wiele grzebał w przeszłości, aż ta powróciła by się na nim zemścić. Zafon znów splata losy głównego bohatera z wydarzeniami i bohaterami z przeszłości, znów grożą mu liczne niebezpieczeństwa, znów nam, czytelnikom ze strachu na ciele pojawia się gęsia skórka itd. Nie, żebym miała coś przeciwko temu wszystkiemu. Tylko, że... to już po prostu było. Nie trzeba wcale daleko szukać. Cień wiatru. Bardzo nad tym ubolewam, ale już przy drugim tomie rzuca mi się w oczy schematyczność. Oczywiście, fabuła obu części jest inna, dotyczy nawet innych bohaterów, ale i Cień wiatru, i Gra anioła mają ten sam szkielet, co niestety mocno widać.

Fabuła Gry anioła była mniej zawiła, niż pierwszego tomu. Co, jak się okazało, wcale nie znaczy, że więcej się z niej zrozumie. W poprzedniej części Zafon wyjaśnił każdą, nawet najmniej ważną kwestię. W kolejnym tomie nie zadbał niestety o to tak bardzo. W głowie mam mnóstwo pytań pozbawionych odpowiedzi, w tym przede wszystkim jedno, które kieruję do owego tajemniczego zleceniodawcy Martina - po co to wszystko?

Jeśli nie wejdzie się w szczegóły, powieść Zafona może się spodobać, i to bardzo. Przecież ja także byłam nią oczarowana - do momentu aż nie zaczęłam jej (niepotrzebnie?) analizować. Fabuła jest równie dobra co w pierwszym tomie, choć jak dla mnie zbyt do niej podobna, a nie na to liczyłam. Ponownie zaś, Zafon zauroczył mnie swoim stylem. Świetnie nakreślił Barcelonę i oddał jej klimat. Najbardziej podobało mi się to, co dla jego twórczości jest chyba charakterystyczne - podkreślanie magii książek na każdym kroku. W końcu jest tu Cmentarz zapomnianych książek, księgarnia i pracujący w niej księgarze oraz główny bohater-pisarz. Istny raj da książkoholika. Wracając do bohaterów, byli całkiem przyjemni, ale żaden z nich szczególnie nie zapadł mi w pamięć. Może jedynie wydawca Martina, który momentami do złudzenia przypominał mi Maurice'a Conchisa z mojego ukochanego Maga Johna Fowlesa, ale ciężko jest mi powiedzieć, czy to wada czy zaleta.

Drugi tom bestsellerowej trylogii Zafona za mną i zaczynam rozumieć, za co ludzie cenią tak twórczość tego autora. Jego powieści są napisane z pomysłem, obfitują w zwroty akcji (zwłaszcza w Grze anioła był taki jeden zwrot, że hoho!) i są napisane dokładnie tak ja lubię - ładnie, ale nie przesadnie zawile i kunsztownie. No i jeszcze książki. Te w trylogii Zafona pojawiają się na każdym kroku. Poza tym jest ona szaleńczą, lecz zarazem doskonałą mieszanką gatunków. Odrobina grozy, szczypta miłości, sporo akcji, zaledwie pyłek fantastyki i ogrom tajemniczości to cała Gra anioła, jak i cała trylogia.

Moja ocena:8/10




Tytuł:Cień wiatru
Autor:Carlos Ruiz Zafon
Wydawnictwo:MUZA SA
Data wydania: 13.10.2009



Pewnie dobrze znacie trylogię Zafona. Mieliście podobne odczucia co ja? Też dostrzegliście tam pewien schemat. A może jeszcze nie zetknęliście się z twórczością tego Pana? Piszcie ♥

niedziela, 7 sierpnia 2016

5 rzeczy, których nienawidzę w książkach


1.Niewykorzystanie potencjału książki
Najgorsze co może być. Autor tworzy własny niepowtarzalny świat, ale nie korzysta z jego wyjątkowości. Umieszcza w nim najpospolitsze wydarzenia, mimo że mógł do niego zesłać wszystkie plagi egipskie, inwazję kosmitów, zombie i stworzyć coś naprawdę epickiego. Lub inaczej – stworzy pełną rozmachu, zawiłą intrygę, by zakończyć ją szybko i banalnie. Ubolewam nad wieloma dziełami tak potraktowanymi.

2.Irytujący bohaterowie
Zdaję sobie sprawę z tego, że nie każdy potrafi tworzyć świetnych bohaterów, ok. Ale... jak można tworzyć postacie, które już nawet nie tyle nie budzą sympatii, co po prostu wkurzają i wręcz zmuszają do ciśnięcia książką o ścianę? Rozumiem, że niekiedy tacy bohaterowie są kreowani świadomie i ich charakter ma znaczący wpływ na fabułę, ale czy może ktoś wie jaki jest cel tworzenia głupiutkich, naiwnych, pustych nastolatek, które nie wiedzą czego chcą od siebie, od życia i od każdego, kto tylko ma z nimi jakąś styczność? Bo ja niestety nie wiem.

3.Nijakie zakończenie
Umówmy się – zakończenie to to, co najbardziej pamiętamy z przeczytanych przez nas książek. Zdarza się, że potrafią solidnie zirytować. Bo są złe, inne niż byśmy chcieli? Nie. Czymś zdecydowanie gorszym od złego zakończenia jest jego brak, czyli sytuacja, gdy powieść kończy się tak szalenie nijako, że aż parę razy sprawdzamy, czy może nie mamy jakiegoś ferelnego egzemplarzu pozbawionego przynajmniej kilku kartek.

4.Pisanie kolejnych tomów na siłę
Nie wiem czy trzeba tu cokolwiek dodawać. Trzeba potrafić zejść ze sceny i powiedzieć stop. Nie każdemu udaje się ta sztuka, stąd wznowienia popularnych serii po latach lub ciągnięcie ich w nieskończoność, niezważając na fakt, że kolejne tomy są już kompletnie pozbawione pomysłu i świeżości.

5.Filozofowanie
Nawet lubię kiedy w książce jest coś mniej oczywistego i podanego wprost, gdy bohaterowie rozmyślają nad czymś, dyskutują o tym. Jednak wszystko ma swój kres, co nie każdy autor dostrzega. Niestety, intelektualne dysputy są w porządku tylko przez pierwsze kilka stron. Później z reguły stają się mało ciekawym bełkotem i laniem wody, którego z reguły my, czytelnicy nie lubimy.

To już wszystko. A czego Wy nie lubicie w książkach? Piszcie, jestem bardzo ciekawa :)

wtorek, 2 sierpnia 2016

#2 Najlepsza książka świata - „Mapa nieba " Félix J. Palma

Niedawno pojawiła się recenzja Mapy czasu (pierwszego tomu tej trylogii), czyli jak dla mnie najlepszej książki na świecie. Przy okazji dodam, że ciężko mnie zachwycić i rzadko która książka zostaje przeze mnie oceniona na 8/10 lub więcej. Każdy tom trylogii wiktoriańskiej dostał ode mnie 10/10. Chyba nie muszę więcej dodawać.
Zapraszam na recenzję Mapy nieba, czyli ciąg dalszy "ochów i achów".

Człowiek potrzebuje marzeń. Tak, potrzebna mu wiara w złudzenia, wiara w to, że życie jest czymś więcej niż nędzną, wrogą rzeczywistością, która go przydusza

O ile fantastykę – elfy, krasnoludy, czarownice – uwielbiam, o tyle do klasycznego science fiction wciąż nie mogę się przekonać. Odległa przyszłość, nowe rasy, roboty, statki kosmiczne, to nie moja bajka. Mimo to sięgnęłam po drugą część trylogii wiktoriańskiej – Mapę nieba, tym razem traktującą o inwazji Marsjan na Ziemię. Byłam przekonana, że kunszt pisarski Palmy zrekompensuje być może nie do końca odpowiednią dla mnie tematykę. I tak się właśnie stało.

Początek powieści nie zachwyca, wręcz nuży, usypia i przez to irytuje. Po króciutkim, przywitaniu się z H.G Wellsem wyruszamy na Antarktydę wraz z nijakim, niebudzącym sympatii Reynoldsem. Jedynym plusem tej części jest pojawienie się postaci, której chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Ale tak dla formalności – przed Wami jeden z najwybitniejszych pisarzy XIX wieku, mistrz literatury gotyckiej i horroru – Edgar Allan Poe! To niestety koniec zalet pierwszej części. Czyta się ją długo i niełatwo, ale gdy tylko uda wam się przez nią przebrnąć, czeka na was zasłużona nagroda: święty Graal, garniec złota na końcu tęczy czy co tam chcecie. Wraca Wells i fabuła „właściwa”! Dla mnie to najlepsze, co mogłam sobie wymarzyć. Na życzenie Emmy Harlow starający się o jej rękę niezwykle tajemniczy Montgomery Gilmore decyduje się na odtworzenie inwazji Marsjan, opisanej w książce nikogo innego jak właśnie Wellsa. Szybko jednak okazuje się, że coś jest nie tak, i to bardzo nie tak. Oto rozpoczyna się prawdziwa inwazja. Losy dwojga zakochanych zostają połączone z H.G Wellsem i nie tylko z nim. Od teraz ta jakże dziwna kompania musi współpracować, aby nie dać się zabić przybyszom z kosmosu. Czy im się uda? Jakie tajemnice skrywają bohaterowie? Tego, i nie tylko tego, dowiecie się, sięgając po Mapę nieba.

Fabuła podobała mi się nieco mniej niż w przypadku pierwszej części trylogii, ale byłam na to przygotowana – podróże w czasie uwielbiam, kosmitów już nie. Mapa nieba dotyczy ucieczki przed Marsjanami, ale nie byle jakiej ucieczki. Podczas tej wymuszonej podróży przez Anglię na bohaterów czekają wprost...nieziemskie przygody pełne niebezpieczeństw, liczne próby zaufania i wiele, wiele innych. Palma zdążył przyzwyczaić mnie do wartkiej akcji pełnej zwrotów, z którymi w takiej dawce i formie nie spotkałam się w żadnej innej książce. Tym razem, czego kompletnie się nie spodziewałam, poza genialną fabułą i świetnie wykreowanymi bohaterami w powieści znalazło się też miejsce na odrobinę humoru. Prześmieszną scenę z krową z pewnością zapamiętam jeszcze na długo. A to wszystko to dopiero początek...Dalej jest jeszcze ciekawiej, ale nie mogę już więcej zdradzić.


– Hm... książki trzymają mnie przy życiu – zaimprowizował. – Książki?– Tak. Czytanie to jedyna rzecz, która sprawia mi przyjemność, a tyle ich jeszczezostało do przeczytania... Tylko dla nich warto żyć. Książki mnie uszczęśliwiają i pozwalają mi uciec od rzeczywistości.



Tak jak w przypadku Mapy czasu w powieści pojawia się szalenie urokliwy wątek miłosny. Mowa oczywiście o flircie Emmy Harlow i Montgomery'ego Gilmore'a, przepełnionym ironią, delikatnością i niewinnością. Można by pomyśleć, że wplecenie w inwazję Marsjan romansu tych dwojga to coś oklepanego, coś, co już dawno się przejadło. Nic bardziej mylnego. Na stronach tej książki rozkwita przepiękne, szlachetne i do bólu głębokie uczucie. Jeżeli nie przemawia do was fantastyczna strona tej powieści, sięgnijcie po nią choćby dla genialnie wykreowanego wątku miłosnego.

Nie mogę wypowiadać się o dziełach Palmy i nie poruszyć kwestii języka. Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak pisze. Tworzy niezwykle pobudzające wyobraźnię opisy, dzięki zastosowaniu wielokrotnie złożonych zdań i wyszukanego słownictwa. Robi to wszystko z taką lekkością i wprawą, że jego opisy, choćby kilkustronicowe i dotyczące najbardziej błahych rzeczy, mogłabym czytać w nieskończoność.

Ja i Marsjanie to dwa różne światy... dosłownie. Mimo to Mapa nieba zachwyciła mnie niemalże tak samo, jak pierwszy tom tej wybitnej trylogii, który kocham, a wręcz ubóstwiam. Myślę, że to wystarczająca rekomendacja. Naprawdę, nigdzie indziej nie znajdziecie książki, której bohaterami byliby H.G Wells czy Edgar Allan Poe, a już zwłaszcza obydwaj. A to przecież zaledwie jedna z wielu zalet Mapy nieba. Jeżeli już sięgnęliście po pierwszy tom, to się nie zawiedziecie. Choć książka z początku jest trochę nudna, później akcja wyraźnie przyspiesza, a zakończenie po prostu wgniata w fotel. Jeśli jednak jeszcze tego nie zrobiliście, polecam z całego serca oba tomy, a nawet całą trylogię, bo jestem pewna, że i ostatnia część będzie genialna.

Moja ocena:10/10





Tytuł:Mapa nieba
Autor:Félix J. Palma
Wydawnictwo:Sonia Draga
Data wydania:08.10.2014



Znacie tę trylogię? Czytaliście?

Odsyłam do recenzji pierwszego tomu, kto jeszcze jej nie widział- klik