poniedziałek, 31 października 2016

Inferno - D.Brown - recenzja

Szał na Inferno widoczny jest gołym okiem. Niedawno miała premierę ekranizacja, a więc nic dziwnego, że obecnie coraz więcej osób decyduje się na przeczytanie książki. Ja swój egzemplarz miałam już wieki, ale jakoś nie mogłam zmotywować się do lektury, dopiero premiera filmu reżyserii Rona Howarda to uczyniła. Czy było warto?

"Światowej sławy specjalista od symboli, Robert Langdon budzi się na szpitalnym łóżku w zupełnie obcym miejscu. Nie pamięta, jak i dlaczego znalazł się w szpitalu. Nie potrafi też wyjaśnić, w jaki sposób wszedł w posiadanie tajemniczego przedmiotu, który znajduje we własnej marynarce. Czasu na rozmyślania nie ma niestety zbyt wiele. Ledwie na dobre odzyskuje przytomność, ktoś próbuje go zabić. W towarzystwie młodej lekarki Sienny Brooks Langdon opuszcza w pośpiechu szpital. Ścigany przez nieznanych wrogów przemierza uliczki Florencji, próbując odkryć powody niespodziewanego pościgu. Podąża śladem tajemniczych wskazówek ukrytych w słynnym poemacie Dantego… Czy jego wiedza o tajemnych sekretach, które skrywa historyczna fasada miasta wystarczy, by umknąć nieznanym oprawcom? Czy zdoła rozszyfrować zagadkę i uratować świat przed śmiertelnym zagrożeniem?"
Inferno to pierwsza książka Browna, po którą sięgnęłam (pomijam już fakt, że kilka innych kurzy się na półce i czeka na przeczytanie). Bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło, że w zasadzie nie ma w niej odwołań do poprzednich tomów. Po tę historię może więc sięgnąć każdy, a i tak zrozumie ją w pełni. Jakie są jej pozostałe zalety? Przez wszystkim wartka akcja. Tu nie ma żadnych nudnych opisów, przestojów, filozoficznych rozważań. Od pierwszej do ostatniej strony coś się dzieje. Gdy zabrałam się za jej lekturę, chciałam przeczytać tylko parę stron, żeby wyrobić sobie o niej wstępną ocenę, dowiedzieć się, czego mogę od niej oczekiwać. I co? I przeczytałam... yyy no jakieś 100 stron. Tej książki się nie czyta, ona sama się czyta.

W książkach zwykle zwracam uwagę na opisy. Ważne jest dla mnie, by była ich odpowiednia ilość. Pod tym względem Inferno wypada dobrze, lecz nie tylko pod tym. Brown za ich pomocą niemalże teleportuje czytelników do opisywanych przez siebie miejsc. Jest bardzo dokładny w swoich opisach, używa nazw konkretnych ulic, budynków, ale co najważniejsze, choć tych opisów jest dość dużo, czyta się je z wielką przyjemnością. Są napisane z wyczuciem i lekkością.

Bohaterowie byli moim zdaniem średni, ale muszę docenić sposób ich kreacji. Nie ma postaci (no dobrze, może prócz głównego bohatera), którą można by od razu jednoznacznie określić jako dobrą lub złą. Niby początkowo wszystko wskazuje, że dany bohater jest zły, że chce zaszkodzić Langdonowi, lecz potem okazuje się, że jest przeciwnie. Jeszcze później jego zachowania sprawiają, że mamy totalny mętlik w głowie i nie mamy pojęcia co o tym wszystkim myśleć. 

Żeby nie było tak pięknie, Inferno ma jedną dość ważną cechę, która albo może przeszkadzać, albo się jej nie zauważy. Na początku powieści Langdon leży w szpitalu, ma amnezję spowodowaną postrzałem w głowę. A co się dzieje jakieś 500 stron później? Następuje ostateczne starcie, wielki finał (nie, nie zdradzę, czy i jak uda mu się uratować świat, doczytajcie sobie sami, o!). A teraz najlepsze! Ile czasu minęło między tymi wydarzeniami? Miesiąc, dwa? Nie, mniej. Dwa tygodnie? Zimno, mróz, Syberia. No, ale mniej niż tydzień nie może być... A jednak! Akcja powieści trwa dobę, 24 godziny, 86400 sekund. Poważnie (no ok, istnieje opcja, że w którymś momencie się nie skupiłam i może jednak trwa dłużej, ale raczej wątpię). Jeśli mam być szczera, bardziej wiarygodna i realna wydaje mi się inwazja być Marsjan niż zrobienie tyyyyle przez dobę, zwłaszcza, że kilkanaście godzin wcześniej leżało się w szpitalu. Niby drobnostka, ale dla mnie to dość spora wada. Przez to patrzę na tę powieść nieco z przymrużeniem oka, a tak raczej nie powinno być.

Wiem, że Brown ma wielu miłośników i przeciwników. A do której z tych grup ja należę? Ani do jednej, ani do drugiej, raczej stoję po środku. W Inferno nie było żadnych teorii spiskowych, które mogły by negatywnie wpłynąć na moją opinię, ale też nie było w niej niczego, co by mnie zachwyciło. Wszystko tu było raczej poprawne. Fabuła, zakończenie, bohaterowie. Inferno to powieść dobra na zrelaksowanie się, świetna na długie jesienne wieczory, ale wiele więcej nie można od niej oczekiwać.

Moja ocena:6,5/10





Tytuł:Inferno
Autor:Dan Brown
Wydawnictwo:Sonia Draga
Data wydania:09.10.2013





Ekranizacji w najbliższym czasie nie obejrzę, bo słyszałam o niej same negatywne opinie. A Wy? Byliście w kinie, czytaliście?

4 komentarze:

  1. Chyba każdy ma swoją serię, którą wszyscy się zachwycają, a której on sam nie przeczytał. W moim przypadku to właśnie książki Browna, do których zabieram się już nie wiem, ile lat. Co do samego „Inferno” póki co słyszę same mało pochlebne opinie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, ja bym mogła wymieniać bez końca :D Z Brownem mam podobnie. Mam jeszcze jego dwie książki, ale jakoś mi z nimi nie po drodze. Teraz, po lekturze "Inferno" wiem, że z pewnością po nie siegnę, ale bez większego pośpiechu. Raczej, gdy będę miała ochotę na coś co jedynie dostarczy mi rozrywki. Co do opinii, to tych na temat książki raczej niewiele słyszałam, ale o ekranizacjki wszyscy znajomi i znajomi znajomych mówili źle. Sama miałam ochotę wybrać się do kina, ale teraz już odpuszczam.

      Usuń
  2. Przekonałam się już że książki Browna należy traktować z pewnym przymrużeniem oka i dać się porwać akcji. Owszem, to że bohater książki najpierw ma amnezje, a później nagle po upływie 24 godzin ratuje świat, ale właśnie w takich wydarzeniach jest zawarty cały urok książek Browna :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Według mnie trzeba je traktować wyłącznie jako powieści majace dostarczć rozrywki. Jeśli bedzie się miało takie podejście, wszystko będzie w porządku ;)

      Usuń