Nie wiem czy jest sens mówić cokolwiek o fabule w przypadku tej powieści, bo chyba każdy choć trochę ją kojarzy. Więc tak w skrócie – dwudziestosześcioletnia Lou wiedzie spokojne życie. Pracuje w kawiarni, ma kochającą rodzinę i chłopaka Patricka. Wszystko zmienia się, gdy Louisa traci pracę. Po wielu próbach, dziewczyna zostaje ostatecznie zatrudniona u rodziny Traynor (nie mam pojęcia czy i jak to się odmienia :D). Musi dotrzymywać towarzystwa i opiekować się trzydziestoparoletnim niepełnosprawnym Willem, zdesperowanym po swoim wypadku.Jak sobie poradzi? Czy złapie wspólny język z Willem?
Największą zaletą Zanim się pojawiłeś jest humor. Choć książka porusza trudną tematykę – niepełnosprawność, samotność, humoru jest w niej co niemiara. Nie tylko nie raz wywołał uśmiech na mojej twarzy, ale też kilkakrotnie sprawił, że zaśmiałam się na głos, co przy książkach raczej mi się nie zdarza. Ale humor to dialogi, a dialogów nie byłoby bez bohaterów. Ci Moyes wyszli świetnie. Autorka skupiła się nie tylko na kreacji głównych bohaterów, ale też tych pobocznych, co uważam za duży plus. Do teraz mam przed oczami wyżyłowanego Patricka, ubranego w najlepszą odzież sportową, rozmawiającego z kolegami o nadchodzącym maratonie. Obawiałam się, że nie polubię się z Lou, bo zwykle główne bohaterki przez swoją głupotę i naiwność stają się obiektami mojej nienawiści, jednak tu było inaczej. Ok, początkowo Louisa nieco mnie irytowała przez swoją niedojrzałość, jaką wykazała się po utracie pracy, ale później było już zdecydowanie lepiej. Bez żadnych problemów ją tolerowałam i nawet nieco polubiłam. Will to co innego. On od razu zawładnął moim sercem. Potrafił śmiać się z siebie, był inteligentny, ironiczny, dokładnie taki jak lubię.
Autentyzm. Tego brakuje mi w wielu książkach. Zwykle wszystko dzieje się w nich tak szybko, a to się dzieje, jest tak nie realne, że aż szkoda czytać. U Moyes jest inaczej. Autorka nie sili się na jakieś przesadne zwroty akcji. Tworzy historię, która może się wydarzyć niemalże każdemu. I to właśnie jest piękne, to dlatego stała się tak poczytną pisarką. Sama nie raz przyłapałam się podczas lektury na rozmyśleniach typu: „ilu ludzi jest w podobnej sytuacji? Zanim się pojawiłeś nie tylko bawi, relaksuje, ale i niesie za sobą przesłanie
Dość dziwnie czytało mi się tę książkę. W zasadzie nie czułam, że ją czytam, że poznaję bohaterów. Po prostu miałam uczucie, że też tam jestem i to wszystko widzę. Niestety nie jestem przekonana, czy to zaleta. Po tym zakończeniu.... Ale od początku. Wiedziałam CO ma się wydarzyć na końcu powieści (po tak długo trwającym okresie zachwytów nad nią, chyba nie dało się uniknąć spoilerów), jednakże nie wiedziałam JAK. Gdy już się dowiedziałam... no, nie tego się spodziewałam. Nie mogę przetrawić tego zakończenia. Sporo osób mówiło, że Zanim się pojawiłeś ich wzruszyło. Ktoś jest ciekaw jak to wyglądało u mnie? Ja jedynie uniosłam brwi wysoko do góry nie mogąc uwierzyć, że coś takiego właśnie ma miejsce. Zakończenie jest straszne. Inaczej nie potrafię go nazwać. Przez nie znienawidziłam jednego z bohaterów powieści i myślę, że nie jestem jedyna.
Powieść Moyes bardzo mi się spodobała – otworzyła mi oczy na świat, rozbawiła mnie i sprawiła, że na parę godzin przeniosłam się do innego miejsca. Poza tym – hej – daję jej aż 8/10, co jak na mnie jest szalenie wysoką oceną. Naprawdę mi się spodobała. Jednak zakończenie jest dyskwalifikujące. Nie mam w planach sięgnąć po kolejny tom. Wiem, że nie dostanę w nim tego, co bym chciała, więc nie, po prostu...
Moja ocena:8/10
Wydawnictwo:Świat książki
Data wydania:05.01.2012
A co Wy sądzicie o zakończeniu? Też nie możecie się z nim pogodzić?
Tyle pozytywnych opinii, a ja dalej nie poznałam tej historii. Na początek obejrzę film, a później przeczytam książkę. Nietykalni uwielbiam! :)
OdpowiedzUsuńWięc "Zanim się pojawiłeś" również powinno Ci się spodobać. I tutaj jest niepełnosprawny bogacz, którego życie odmienia opiekun (w tym przypadku opiekunka ;) )
UsuńNienawidzę zakończenia (może trochę dlatego, że zostało mi zaspojlerowane). No i książka nie podobała mi się, nie uroniłam ani jednej łzy, w dodatku film również mnie zawiódł. Po tych zachwytach spodziewałam się czegoś lepszego.
OdpowiedzUsuńBuziaki!
BOOKBLOG
Ja tak jak napisałam, wiedziałam co się wydarzy, ale nie wiedziałam, ,że dojdzie do tego w takich okolicznościach i że dało się tego uniknąć. Sama książka mi się spodobała, ale też nie określiłabym jej jako wzruszającej. Po koniec zamiast wzruszona, byłam wkurzona, że to się tak skończyło ;/
UsuńPierwszy (chyba) raz widzę, żeby ktoś określił to zakończenie jako "straszne". Nie czytałam jeszcze, spojlerów starałam się unikać ale i tak wiem, jak się ta historia kończy. Będę i tak kiedyś miała w rękach, więc wyrobię własne zdanie:)
OdpowiedzUsuńPrzeczytaj, a zrozumiesz, że ono naprawdę może się aż tak nie podobać :D
UsuńKsiążkę mam dopiero w planach :)
OdpowiedzUsuńI bardzo dobrze, że masz ją w planach, bo faktycznie jest tak dobra, jak mówią ;)
UsuńJa byłam strasznie sceptycznie nastawiona do tej książki. Za dużo były dobrych opinii na jej temat, a dla mnie wydawała się taka oklepana i mało oryginalna. Każdy zna ten schemat, prawda? Jednak ta książka była tak bardzo – dla mnie – nieprzewidywalna. Nie mogłam się od niej oderwać. Czytałam ją cały dzień, by potem skończyć, położyć się do łóżka i nie móc pozbierać emocjonalnie przez kilka dni. Ona po prostu… pozostawia w tobie tyle sprzecznych emocji… że nie wiesz jak sobie z nimi później poradzić. Uczy też dużo o życiu i drugim człowieku. Ja byłam pod dużym wrażeniem po przeczytaniu tej książki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Czytaniamania.blogspot.com
Miałam podobnie. Czytałam ją na tablecie i jakieś 10 stron przed końcem mi się rozładował. Aż musiałam włączyć laptopa i je doczytać, a było już koło 1 w nocy :D A zakończenie niby rozumiem,ale nie mogę się z nim pogodzić. Też jeszcze długo po jej przeczytaniu nie mogłam się pozbierać i sporo o niej myślałam. A Ty będziesz czytać kontynuację?
UsuńJa czytałam na czytniku - to była pierwsza książka, którą w taki sposób przeczytałam. Miałam wielkie obiekcję do tego typu rzeczy. Zawsze byłam wierna papierowym książką, a zdrady dokonałam z "Zanim się pojawiłeś", więc musiało być warto.
UsuńWłaśnie nie wiem. Mam straszną obiekcję do czytania kontynuacji. Słyszałam, że jest trochę gorsza, ale wiadomo z jakich przyczyn. Może kiedyś się skuszę, ale na razie nie jestem na to gotowa.
Ja też nie jestem gotowa. Nawet na film ;/
UsuńWłaśnie myślę, że film mnie rozczaruje, chociaż ma dobrą obsadę.
UsuńTego się nie obawiam, tylko po prostu nie chcę wracać do tej książki i przeżywać raz jeszcze tego samego.
UsuńSam Claflin jest idealnym Willem...
UsuńWeź już nic mi nie mów o Willu...
UsuńChciałabym przeczytać drugą część i zobaczyć czy odgrywa w niej jakąś rolę Patrick.
UsuńJeszcze do niedawna miałam ochotę przeczytać tę książkę, ale ostatnio pomyślałam sobie "Hej, właściwie po co mi to? Przecież na każdym możliwym blogu widziałam recenzję, spojler no i przecież widziałam już film. Wszystko z tego wiem." Nie wiem, czy wytrwam czy postanowieniu nieczytania tej książki, to się okaże, ale myślę, że film w zupełności mi wystarczy. Historia tak czy siak jest cudowna i w przeciwieństwie do Ciebie mi zakończenie bardzo przypadło do gustu:) Było prawdziwe, co rzadko się zdarza w książkach. Gdyby się okazało, że Will zmieni zdanie, cały sens powieści by runął. W prawdziwym świecie ludzie nie zmieniają swojego punktu widzenia od tak, nie nabierają też chęci do życia, jeśli przez tyle czasu marzyli o śmierci.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko!:)
Ja z jednej strony rozumiem zakończenie, a z drugiej totalnie nie. Może faktycznie nadaje ono realizmu książce, ale ja nie mogę się z nim pogodzić.
UsuńKsiążki nie czytałam i jak na razie nie zamierzam, bo za dużo jej wszędzie, ale film oglądnęłam i... nie był zły. Do tej pory czytałam tylko fragmenty "Zanim się pojawiłeś" i też mnie jakoś szczególnie nie poruszyły, ale kto wie. Kiedyś dam jej szansę, bo lubię książki za realizm :).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
#SadisticWriter
http://zniewolone-trescia.blogspot.com
Tak, realizmu nie można jej odmówić :)
Usuń